| WRZESIEŃ 2024 22 | NA OKŁADCE zakładania spraw za rozsądną opłatą. Pytała Pani, czy pamiętamy klientów. Oczywiście, że tak. Pamiętamy ich z imienia i nazwiska, pamiętamy ich historie, często ogromne dramaty, do których doprowadziły w pewnym momencie mordercze raty kredytów. Nie jesteśmy prawniczą fabryką. Nigdy nie staniemy się korporacją prawniczą, bo jak wspomniałam, kładziemy nacisk na to, żeby z butiku nigdy nie przekształcić się w hurtownię. Zresztą często trafiają do nas ludzie, którzy najpierw trafili w młyny takich wielkich ogólnopolskich firm zajmujących się kredytami. U nas są obsługiwani przez ekspertów, nie przez algorytmy, i chociaż umowy, z którymi do nas trafiają, są schematyczne, to już same sprawy mają charakter indywidualny. MK: Byli np. państwo, którzy przyszli do nas w 2016 r. i dopiero niedawno udało się zakończyć ich sprawę. Rozpraw było chyba z piętnaście. Pan zbudował dom tak duży, że miały tam mieszkać jego trzy córki z dziećmi i rodzinami. Jeszcze prowadził tam sklep. W czasie, w którym prowadziliśmy sprawę, zmarł on, później jego żona. Zostały same córki, które czuły się zniszczone procesem frankowym, zaszczute. Nie były w stanie normalnie funkcjonować. Z drugiej strony wiedziały, że walczą w sądzie o jedyny majątek rodziny, przez który rodzice stracili sporo zdrowia. W końcu mogliśmy wstrzymać spłaty, wygraliśmy w pierwszej instancji… Proces trwał zdecydowanie zbyt długo, a my już z naszego doświadczenia wiemy, że stres związany z tak przewlekłymi sprawami naprawdę skraca życie. BK-N: Są ludzie, którzy po tych procesach z bankami mają głęboką traumę. Mieliśmy klientkę, którą przeprowadziliśmy przez proces podpisania ugody z bankiem. Po zakończeniu sprawy kilka razy dziennie dzwoniła do nas z pytaniem, czy bank się nie wycofał. Nie była w stanie uwierzyć, że to już koniec i ten koniec jest dla niej korzystny. Dla wielu klientów wygrana z taką wielką instytucją, jaką jest bank, nie mieści się w głowie. Mamy też klienta, który podpisał ugodę z bankiem, ale tak bardzo się bał, że przez długi czas nie podawał swojego numeru konta. Bał się, że jeśli dostanie od banku jakiekolwiek pieniądze, to będzie je musiał później oddać z odsetkami. Czy zgłaszają się do Państwa jeszcze klienci, którzy mają kredyty frankowe i dopiero teraz nabrali odwagi? MK: Tak, oczywiście. Z tymi sprawami nie można czekać wiecznie i na unieważnienie nieuczciwych umów bankowych zostały nam może jeszcze z dwa, trzy lata. Jesteśmy dla wielu klientów naturalnym wyborem i partnerem godnym zaufania, bo jako jedna z pierwszych kancelarii w Polsce zaczęliśmy wygrywać z bankami i odpowiedzialni jesteśmy też za zmiany systemowe. A zaufanie dla ludzi, którzy już raz zostali oszukani, jest dziś kluczowe. Czy w sprawach frankowych może być jeszcze coś zaskakującego? MK: Są oczywiście sprawy, które są problematyczne, chociaż one nie zaskakują mnie od strony intelektualnej, bo doskonale wiem, jakie są rozwiązania. Czasem jako prawnik procesowy jestem zaskoczony, że sąd ma z czymś problem i zdarzają się przegrane. Czasami działa to na zasadzie przekory. To znaczy? MK: To znaczy, że pojawia się teoria o tym, że nie wszyscy muszą wygrywać… Ale to nie jest prawda. Jeśli wszyscy zostali oszukani, to prędzej czy później jesteśmy w stanie to udowodnić, bo przecież to kwestia nieuczciwych umów. Zresztą kwestia umów fascynowała mnie jeszcze na studiach, w latach 90., ale powiedzmy sobie szczerze – jeśli chodzi o tak poważne sprawy, jak nieuczciwe klauzule w umowach z bankami, trudno było zdobywać umiejętności praktyczne. Kredyty frankowe okazały się natomiast istnym poligonem. Praktyka więc przyszła sama. To nie jest tak, że zajmujemy się wszystkim. Wychodzimy z założenia, że warto być mistrzem olimpijskim w swojej dziedzinie, a nie przeciętnym zawodnikiem we wszystkim. Jeśli chodzi o procesy, to specjalizujemy się w opcjach walutowych i kredytach frankowych. Sami napisaliśmy już sześć książek na te tematy…
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz