SUKCES PO POZNAŃSKU 9/2024

| WRZESIEŃ 2024 POZIOM WYŻEJ | 65 Daliśmy sobie miesiąc na odnowienie lokalu. Musiałem otworzyć jak najszybciej, żeby zarobić na opłaty. Remontowaliśmy w kilka osób: był mój wuja, tata mojej narzeczonej Marty, kilku kolegów. Pewnego dnia ktoś zapukał do drzwi. Otwieram, a tam stoi kilkanaście osób: znajomych, sąsiadów, kucharzy, którzy przyjechali nam pomóc. Sam do nich zadzwoniłeś? No co Ty, ja bym nigdy tego nie zrobił. Moi znajomi podzwonili po kolejnych znajomych i powiedzieli, że trzeba pomóc Andrzejowi. Kiedy ich wszystkich zobaczyłem, miałem łzy w oczach. Bo to, co dajemy innym, wraca. Wraca… Oni remontowali, ja im gotowałem, robiłem zakupy. Otworzyliśmy Republikę na dwa tygodnie, a potem przyszedł drugi lock down. Byłem załamany. Tyle pracy, kredyty, w tym hipoteczny, rachunki, rodzina na utrzymaniu. Nie dałem sobie rady i musiałem wtedy poprosić o pomoc psychologa. I gdyby nie to, nie wiem, czy dzisiaj byśmy rozmawiali. Kiedyś się tego wstydziłem, dzisiaj radzę innym, żeby szukali fachowej pomocy w sytuacjach trudnych. Kiedy stanąłem na nogi, a musiało to się szybko wydarzyć, musiałem iść do pracy, żeby regulować bieżące zobowiązania. Pracowałem na pięciu etatach, do dzisiaj nie wiem, jak to wszystko godziłem. Pracowałem na wysypisku śmieci, byłem kurierem, dorabiałem w ubojni i w kilku restauracjach. Jak dawałeś radę? Nie dawałem. Po sześciu miesiącach trafiłem do szpitala, bo organizm odmówił mi współpracy. Pandemia przygasała, ale ja nie mogłem pracować, więc utworzyłem grupę w socialach, do której zaprosiłem byłych pracowników Republiki. Zapytałem czy przyjdą do pracy. Dzwoniłem do firm, żeby pomogły mi się zatowarować: od jedzenia, przez porcelanę, po pranie obrusów. I wiesz co się stało? Wszyscy Ci pomogli. Dokładnie tak! To było niesamowite. Początkowo dzięki pomocy tych wszystkich ludzi mogłem wystartować. Wiesz, ja nigdy od nikogo nic nie wziąłem. Zawsze, kiedy decydowałem się komuś pomóc, robiłem to totalnie bezinteresownie. I tak mi podziękowali. Wróciła nawet ekipa z dawnej Republiki Róż, czego się również nie spodziewałem. Oni wszyscy chcieli ze mną pracować. I ruszyło. A klienci? Wielu gości kojarzy jeszcze Republikę sprzed pandemii. Tę bardziej kobiecą, z ciastami, kawą, czekoladą na gorąco i kartą sałatek. Dzisiaj Republika Róż by Andrzej Gołąbek to nowoczesna restauracja z moim autorskim menu, w którym króluje masło. Mamy propozycje dla miłośników mięsa, wegetarian To już trzy lata, odkąd jesteś właścicielem Republiki Róż by Andrzej Gołąbek. Andrzej Gołąbek: Powiem Ci, że sam nie wiem, kiedy to minęło. Jak to się stało, że z szefa kuchni zostałeś właścicielem tej restauracji? Wiesz co, w sumie to namówiła mnie do tego moja była szefowa Marta Piotrowska. To ona stworzyła Republikę Róż, nadal zarządza Republiką Słoneczną i Cacao Republiką. Pamiętam, że kiedy przyszła pandemia, musieliśmy zamknąć restaurację. Pracowałem wtedy jako szef kuchni. Przenieśliśmy się do Republiki Słonecznej, gdzie robiliśmy catering na wynos. Z tygodnia na tydzień jednak było coraz mniej zamówień i szefowa poprosiła mnie o redukcję etatów. To było bardzo trudne. Kiedy doszło do redukcji kadry kucharskiej, nie umiałem sobie z tym poradzić. I chociaż nie jestem jakoś szczególnie sentymentalny, to jakoś nie mogłem tak po prostu zwolnić kolegów. Oszukałem szefową, i pewnie dowie się o tym z tego wywiadu, mówiąc, że nie mamy kierowcy do rozwożenia cateringu. Kierowcę było mi łatwiej zwolnić niż kucharzy, więc zaproponowałem, że to ja będę rozwoził jedzenie, a kucharze muszą zostać i gotować. Niestety, zamówień było coraz mniej i ostatecznie szefowa pożegnała się z zespołem. Zostałem sam. Gotowałem i rozwoziłem jedzenie. Kucharze, którzy zostali zwolnieni, przychodzili do mnie i gotowali ze mną za darmo. Nigdy tego nie zapomnę. Do czasu, aż szefowa postanowiła, że sprzeda Republikę Róż, bo nie ma już pieniędzy, żeby ją dalej prowadzić. Pojawili się chętni, żeby ją odkupić, ale pojawiły się też obawy, że zamiast restauracji powstanie w tym miejscu sklep. I wtedy szefowa zaproponowała, żebym ja odkupił Republikę. Jak się pewnie domyślasz, nie miałem pieniędzy na tego typu inwestycję i od razu zrezygnowałem. Wróciłem tego dnia do domu, a że nie miałem już pracy, bo szalała pandemia, zacząłem szukać dla siebie zajęcia. I co robiłeś? Brałem każde zlecenie. Aż pewnego dnia umówiłem się z mężem mojej byłej szefowej w tajskiej knajpie na Jeżycach. Przyjechał rowerem, usiadł przy stole i mówi: „Kup Republikę, tylko Ty jesteś w stanie zachować jej poziom. Rozłożymy Ci płatności na raty”. Nie wiem, dlaczego się zgodziłem. Chciałem wziąć kredyt, ale dowiedziałem się, że jestem niewiarygodny dla banku, więc pożyczałem pieniądze od rodziny, kolegów, przyjaciół. Wpłaciłem pierwszą ratę, ale nie wiedziałem wtedy, że za chwilę znowu będzie lock down i nie będziemy zarabiać… Co zrobiłeś, jak już zostałeś właścicielem Republiki Róż? Przyjechałem na plac Kolegiacki, stanąłem przed wejściem i się uśmiechnąłem. Kilka dni później zacząłem remont.

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz