SUKCES PO POZNAŃSKU 9/2025

| WRZESIEŃ 2025 POZIOM WYŻEJ | 57 Debiutowałaś tomikiem „Płonące główki, stygnące stópki” (2015), z kolei w 2019 roku ukazały się „Nagliki” i „Katalog win”, w 2023 roku „Yeti, Maria Magdalena i niemowlę”, a w lipcu bieżącego roku miał premierę tomik „Białe wolne” – wszystkie tytuły są intrygujące. Czym jest dla Ciebie to poetyckie dziesięciolecie? Jolanta Nawrot-Sprysak: Wow, faktycznie minęło dziesięć lat od mojego debiutu, dopiero Ty mi to uświadomiłaś! Niech ta rozmowa będzie uczczeniem tego małego jubileuszu. To moje „Poetyckie dziesięciolecie” z pewnością było czasem przemian w życiu literackim i prywatnym. Jako początkująca osoba pisząca (licealistka, studentka, choć pierwsze próby literackie podejmowałam już w szkole podstawowej) byłam bardzo zafascynowana poznawanymi dykcjami poetyckimi, interesującymi, niejednoznacznymi osobowościami pisarzy i poetów, a także brałam udział w różnych warsztatach i wydarzeniach literackich. Pisałam dużo, ale z obecnej perspektywy myślę, że dość chaotycznie. Sporo było w tym wariacji językowych bez większego sensu, a tylko od czasu do czasu wychodziło mi z tego coś ciekawego, zasługującego na uwagę pod względem dopasowania formy i treści czy odpowiedniej realizacji oryginalnych pomysłów. Taki etap wprawek warsztatowych i naśladowania mistrzów jest jednak potrzebny każdemu. Grunt, żeby nie wpaść w samozachwyt i być otwartym na konstruktywną krytykę. Pisanie wierszy to jest praca – w specyficznych warunkach zanurzenia w swoim sposobie patrzenia na świat, we własnym idiolekcie, twórczej wyobraźni i głębokiej uważności na otoczenie. Jest to praca intelektualna i kreatywna. Myślę, że warto o tym przypominać w dobie generowania sztucznych tekstów oraz szukania prostych, tanich i szybPewnego dnia przychodzi „ochota na wiersz” – tak twierdzi Jolanta Nawrot-Sprysak, poetka, literaturoznawczyni, mama dwójki dzieci. Autorka najnowszego tomiku „Białe wolne”, w wywiadzie opowiada o swoim poetyckim dziesięcioleciu, procesie twórczym, czerpaniu inspiracji z codzienności oraz tym, dlaczego, mimo że poezja „prawie nikogo nie obchodzi”, trudno zamknąć jej drzwi przed nosem. ROZMAWIA: ANNA GIDASZEWSKA | ZDJĘCIA: ARCHIWUM PRYWATNE kich rozwiązań na trudne, złożone problemy. Obecnie patrzę na swoje pisanie spokojniej. Stawiam sobie pytania: do czego ten wiersz jest mi potrzebny? Co i dlaczego chcę nim przekazać? Po co mam go pisać w tym momencie, zamiast robić coś innego? Poezja karmi duszę, dotyka czułych strun, tego, co w nas nieuświadomione albo spychane w niebyt. Jaki przekaz płynie z tomiku „Białe wolne”? Jakie emocje chciałabyś wywołać u czytelniczek i czytelników po przeczytaniu Twojego tomiku? Być może zabrzmi to banalnie, ale chciałabym, żeby po przeczytaniu mojego tomiku czytelniczki i czytelnicy poczuli radość – lekturową frajdę z tego, co robi z nami język, jak my możemy czerpać z niego pełnymi garściami – oraz szczęście wywołane prostymi, codziennymi rzeczami, które przynosi życie. Nie oznacza to, że w „Białych wolnych” nie podejmuję bolesnych tematów, bo takowe się pojawiają. Jednak jeśliby odbiorcy tej skromnej książeczki poczuli się choć przez chwilę jak podmiot utworu „białe szaleństwo”, czyli prawdziwie wolni, bez żadnych ograniczeń, gotowi na wyzwania, to uznałabym, że udało się nam spotkać między wierszami. Pisanie wierszy to jest praca – w specyficznych warunkach zanurzenia w swoim sposobie patrzenia na świat, we własnym idiolekcie, twórczej wyobraźni i głębokiej uważności na otoczenie

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz