SUKCES PO POZNAŃSKU 9/2025

| WRZESIEŃ 2025 74 | SPORT Na stronie Yukon 1000, gdzie przedstawiany jest Pan z Panem Maciejem Moskwą, są słowa: „Szansa pojawia się, gdy chęć zwycięstwa jest większa niż strach przed porażką”. Jak ją odczytywać? To bardzo proste – wszystko, co robimy, jest kompromisem między zyskami a ryzykiem i bez względu na to, czy to jest biznes, czy inne działanie, czyli to, co możemy wygrać przy jednoczesnej możliwości porażki i związanego z tym ryzyka. Jest to zupełnie subiektywne i każdy z nas samodzielnie analizuje zdarzenie. Czy nie jest to swoista definicja sportu ekstremalnego? Sport ekstremalny ma zupełnie inny wymiar dla każdej osoby. Dla kogoś, kto nigdy tego nie robił, jazda rowerem może być ekstremalna, niebezpieczna. Z drugiej strony, jeśli ktoś jeździ całe życie na rowerze, to poruszanie się tyłem przez kilometr i z górki nie będzie żadnym problemem. Definicja aktywności ekstremalnej jest zatem pojemna i względna. Dla mnie sprowadza się do tego, by na każdym kroku analizować, czy wciąż ryzyko mamy pod kontrolą i czy ono jest na naszym poziomie. Robiąc naprawdę trudne rzeczy, musimy przeanalizować, jak bardzo chcemy tam być, jak duże jest zagrożenie. Jeśli chcemy bardzo i ryzyko jest do zaakceptowania, to wtedy może być dobrze. Startujemy i otwiera się szansa na osiągnięcie celu. Największym wyzwaniem są nasze głowy. Przypomina mi się moja rozmowa z Krzysztofem Hołowczycem, który powiedział, że pomału jego głowa nie pozwala mu docisnąć pedału gazu, bo myśli: żona, dzieci, muszę wrócić... Zgadzam się. Pamiętam bardzo dużą zmianę w podejściu do ryzyka, kiedy urodziły mi się bliźniaki. Nagle trójka dzieci, poczułem przesunięcie poziomu komfortu i akceptacji ryzyka. Zupełnie naturalne zjawisko, ale też płynne, bo poziom akceptacji ryzyka jest inny na różnym poziomie wytrenowania i doświadczenia. Nie zawsze to, co robiliśmy u szczytu kariery i w jakimś wieku, będziemy robić w innym momencie życia. Akceptując większe ryzyko, można sobie pozwolić na nieoczywiste skróty i na coś, co pozwoli zaoszczędzić czas, ale jest obarczone większym ryzykiem. Można spróbować iść drugim podejściem i wykorzystując doświadczenie, większą siłę, wydolność ruszyć bezpieczniejszą drogę, ale za to pewniejszą. Nie jest powiedziane, że tylko jedna z tych dróg jest drogą do wygranej. Każdy sport i kariera sportowca są nieprzerwanym pasmem kryzysów i radzeniem sobie z nimi. Mocny trening to kryzys, zawody to pasmo problemów, rozwiązywanie kryzysów, a większość z nich jest w naszej głowie i świadczą o tym działania, po które ludzie są zdolni sięgnąć, kiedy zmusza ich nieprzewidziana sytuacja. Wytrenowanie jest istotne, ale bez poukładanej głowy o sukcesie nie można marzyć? Tak, jeśli zaakceptujemy niedogodności, okazuje się, że różne rzeczy stają się dużo prostsze. Yukon był dobrym przykładem, gdzie głowa pełniła rolę istotną, by nie roztrząsać rano, że ruszając o 4, ubieramy się w mokre rzeczy. Mieliśmy jeden zestaw mokry i jeden suchy, który szybko i tak zrobi się mokry. Głowa musiała zaakceptować, że tak jest – ubieramy się, zaczynamy wiosłować i za 10 minut zrobi się ciepło. Należy odrzucić myśli przychodzące w namiocie, leżąc w suchym śpiworze o 3.30, że trzeba z tego śpiwora wyjść na zimno, ubrać się w mokre rzeczy i że jest to bez sensu. Ale z drugiej strony to jest tylko 10-15 minut. Wychodzimy, zakładamy rzeczy wilgotne i za chwilę będzie ciepło, a nawet jakbyśmy ubrali suche ciuchy, to i tak jak zaczniemy płynąć, ochlapiemy się, spocimy i przestaną być suche. Wyjdzie na to samo. Yukon, ostatnia Pana impreza, był nie tylko wyzwaniem, ale miał podteksty. Jednym z nich była postać Zbyszka Magdziaka, o którym Pan opowiada, że to on Panu zaszczepił kajak. No i zbiórka na cele onkologiczne. Uważam się za szczęściarza, bo mogłem wystartować w Yukonie, czy ścigać się na świecie. Skoro mogę, to chcę przy okazji pomóc tym, którzy nie mogą, z różnych powodów. Ważne, by wspierać tych, którzy toczą walkę każdego dnia i nie mogą z powodu choroby startować

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz