SUKCES PO POZNAŃSKU - PAŹDZIERNIK 2020
56 | poziom wyżej sukces PO POZNAŃSKU | PAŹDzIeRnIk 2020 Czy trudniej było panu zagrać pierwszy koncert 13 lat temu, czy ten ostatni, kończący historię festiwalu? Łukasz Kuropaczewski: Zdecydowanie trudniej było z pierw- szym koncertem. Cała pierwsza edycja była bowiemwielką niewiadomą. Czy ludzie przyjdą na koncerty? Czy kupią bilety? Czy dziennikarze będą chcieli o wydarzeniu napisać? Czy księ- ża będą chcieli wpuścić nas do kościołów, byśmy mogli zagrać? Czy znajdą się pieniądze, by zapłacić artystom?Wnaszych głowach rodziło się mnóstwo pytań. Poza tym, 13 lat temu było niewielumelomanóww Poznaniu, którzy wiedzieli czym jest gitara klasyczna. Z festiwalemweszliśmy więc na zupełnie nie- znany teren. Po tegorocznej edycji mamy poczucie spełnienia i szczęścia z tego wszystkiego, co udało się zrobić. A były łzy wzruszenia podczas ostatniego koncertu? WPoznaniu atmosfera była poruszająca. Wytworzył się nie- samowity kontakt z publicznością. To było wielkie przeżycie, choć bardziej niż łzy, towarzyszyła nam radość związana z tak wyjątkowymwieczorem. Autentyczne łzy i łamanie głosu były podczas ostatniego koncertu w gnieźnieńskiej katedrze. Kiedy na koniec miałem krótką przemowę, bardzo się wzruszyłem. Zobaczyłem tych wszystkich ludzi, z którymi zaprzyjaźniłem się przez czas festiwalu. A na dodatek publiczność gnieźnieńska jest po prostu wyjątkowa. Dlaczego? WPoznaniumamy stałą publikę, ale jej część zmienia się i co edycję jest nowa. Gramy tu też częściej niż wGnieźnie, gdzie publiczność jest stała. Oni co roku czekają na nasz koncert i wybierają się na niego. Po kilkunastu latach właściwie roz- poznaję twarze. Z tego powodu to pożegnanie było bardziej przejmujące. Skoro festiwal cieszy się taką renomą i ma swoją publiczność, to dlaczego po 13 latach istnienia dobiegł końca? Postanowiliśmy, że zrobimy tyle edycji, na ile będziemy mieć sił i zapału. Natomiast chcieliśmy uniknąć sytuacji, w której przestaniemy mieć wsparcie, choćby od władz miast. Niestety, z takim losemmierzy się wiele imprez w Polsce, ale i na świecie. Wobecnym, pandemicznym czasie, to jest wręcz niewiarygod- ne, co dzieje się w świecie kultury. Chcieliśmy też uniknąć sy- tuacji, że to ludzie nampodziękują. Postanowiliśmy zakończyć festiwal, kiedy jest on bardzo popularny, lubiany i ceniony. To trochę jak w piosence grupy Perfect, że „trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść”. Tą dewizą się kierowaliśmy, a hasło festiwalu „coda”, oznaczające wmuzyce zakończenie utworu, definityw- nie podkreślało istotę tej edycji. Teraz wszyscy namawiają nas, żebyśmy jednak wrócili za rok. Wysyłają wyrazy wsparcia, ofe- rują pomoc. To jest niesamowite. Kończymy ten festiwal, kiedy ludzie wciąż mają ochotę na więcej. Myślę, że takie zakończenie historii Akademii Gitary jest lepsze. publiczność festiwalu, przez wszystkie jego edycje, bar- dzo się do pana przywiązała. jak to jest być liderem, frontmanem takiego wydarzenia? Jest mi bardzo miło. Ten festiwal dał mi wiele. Przede wszyst- kimpomógł w karierze artystycznej, która nabrała szybszego tempa. Dzięki niemumogłem trafić do szerszej publiczności. Właściwie na każdym koncercie spotykam kogoś, kto specjal- nie przyjechał do innego miasta z Poznania, by mnie posłu- chać. To jest niesamowite, ale wiem, że to dzięki festiwalowi. Jestemprzekonany, że dał on także dużo radości i emocji Wielkopolanom. Wnaszych sercach te 13 lat spędzonych z publicznością zostawiło ogromny ślad. jak pan sądzi, ile osób zakochało się w gitarze przez te lata? Dokładnej liczby nie znam (śmiech). Ale nasza publiczność to dziesiątki tysięcy osób. Oni podróżowali z nami po mniej- szych i większych miasteczkach, przychodzili na koncerty. Tak naprawdę nie ma bardziej gitarowego miasta w Polsce niż Poznań. To miasto gitarą stoi. Kiedyś mówiło się, że stoi skrzypcami, bo jest konkurs Wieniawskiego. Moim zdaniem to już od dawna nieprawda. Studenci poznańskiej Akademii Muzycznej to czołowi polscy gitarzyści młodego pokolenia, którzy liczą się w całej Europie. Publiczność daje o tym znać przychodząc tłumnie na nasze koncerty. zróbmy małą retrospekcję. jak doszło do powstania festiwalu? Było zapotrzebowanie na takie wydarzenie czy może jakaś pustka w pana sercu jeśli chodzi o gita- rowe granie? Przykro to mówić, ale powiem szczerze. Wiele lat temu Poznań w środowisku gitarowym uznawany był za gita- rowy koniec świata. Miasto, które nie ma żadnych tra- dycji jeśli chodzi o gitary, a poziom grania był żenujący. Zmieniło się to m.in . dzięki prof. Piotrowi Zaleskiemu. Prowadził on kurs gitarowy w Szczawnie Zdroju koło Wałbrzycha, w którym uczestniczyłem co roku, od 1990 r. To było niesamowite wydarzenie, podczas którego zjeż- dżali się gitarzyści z całej Polski. Byłem wychowankiem profesora, a pewnego dnia, w 2000 roku, zaproponował mi przejęcie organizacji i prowadzenia tego kursu. Przy moim koncertowaniu było to jednak organizacyjnie nie do przeskoczenia. Na szczęście mój ówczesny mana- ger – Przemysław Kieliszewski – oraz jego przyjaciel Marcin Poprawski, podjęli się organizacji festiwalu. Wspólnie przenieśliśmy wydarzenie do Wielkopolski, a prof. Zaleski rozpoczął w Poznaniu nowy rozdział jeśli chodzi o kształcenie gitarzystów na Akademii Muzycz- nej. To między innymi dzięki niemu nasze miasto jest na takim poziomie, jeśli chodzi edukację gry na gitarze. Dziś młodzi gitarzyści to europejska czołówka, a festiwal Akademia Gitary usytuował Poznań w zupełnie innym
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz