SUKCES PO POZNAŃSKU 10/2021

50 | Poziom wyżej | październik 2021 Ilu strażaków z Poznania wzięło udział w akcji? 65 osób z całej Wielkopolski. Jechaliście do Grecji samochodami? Tak i muszę przyznać, że droga była długa i męcząca. Na- wet nie pamiętam, ile godzin trwała. Po drodze musiałem sporo rzeczy załatwiać przez telefon. Zaplanować noclegi, ogarnąć proces na miejscu. Było to utrudnione ze względu na to, że dokładnie nie wiedzieliśmy, do jakiego regionu w Grecji zostaniemy przydzieleni. Po drodze zastanawiali- śmy się nad planem działania. Wmiędzyczasie okazało się, że będziemy na wyspie Evia i wtedy można było rozpocząć planowanie działań, nawiązać kontakt ze stroną grecką, by to lądowanie było jak najbardziej miękkie. Dziś, z perspek- tywy czasu, mogę powiedzieć, że było ciężko. Co zastaliście na miejscu? Kiedy dojeżdżaliśmy, widzieliśmy na horyzoncie gęste kłęby dymu. Przepływaliśmy promem na wyspę Evia. Przy- dzielono nam też oficerów łącznikowych z Grecji – stra- żaków, którzy byli łącznikami między nami a strukturami Państwa greckiego. Cały czas zbieraliśmy informacje o tym, jak rozwija się pożar. Meldunki, które otrzymywaliśmy, wróżyły dużo pracy. Skalę tego pożaru trudno opisać. Są to obrazy nawet dla strażaków bardzo smutne, które zostaną z nami na zawsze. Połacie lasu wypalone do zera, tragedie ludzi, którzy stracili cały swój dobytek. Nawet teraz trudno się o tymmówi…Każdy, kto doświadczył tego bezpo- średniego kontaktu z Grekami i widział, jak tracą dobytek swojego życia, będzie miał te sceny długo przed oczami. Musieliście ewakuować ludzi? Na wyspie Evia nie, ale później, niedaleko Aten, rzeczywi- ście były sytuacje, że ewakuacja była konieczna. Dlaczego ten pożar był tak trudny i tak szybko się rozprzestrzeniał? Problem polegał na tym, że pożary wybuchały w kilku miejscach jednocześnie. Badaniem przyczyn zajmują się odpowiednie instytucje, ale nie ukrywam, że wraz ze stroną grecką zastanawialiśmy się nad tym, co się stało. Trudno mówić tutaj o przypadku. Jednego dnia trafiła się burza z dość wątłym opadem, która wywołała kilka kolejnych pożarów. W pozostałych sytuacjach mówi się nieoficjalnie o podpaleniach i schemat rozwoju pożarów skłaniałby do takich refleksji. Do tego doszła bardzo wysoka temperatura, która sprzyjała rozwojowi pożaru. Faktycznie, było gorąco. Temperatury oscylowały wokół 40 stopni. Wysuszona gleba, brak opadów deszczu, silny, bądź bardzo silny wiatr – niestety zmienny. To wszystko przyczyniło się do tego, że w sumie na wyspie Evia spłonęło 50 tysięcy hektarów lasu. Dla porównania podam, że naj- większy pożar w historii funkcjonowania Państwowej Straży Pożarnej był w Kuźni Raciborskiej w 1992 roku, gdzie spło- nęło około 9 tysięcy hektarów. Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowymw ubiegłym roku pochłonął 6 tysięcy hektarów. Widzi Pani, jaka jest skala pożaru w Grecji. Walczyliśmy z lądu i z powietrza. Zadanie było bardzo trudne. Nie baliście się? Na wyspie Evia działania były łatwe do przewidzenia, po- nieważ skupialiśmy się na dogaszaniu miejsc, które się pa- liły i reagowaniu na nowe, niewielkie zarzewia, które miały potencjał rozwoju. Dzięki współpracy z Grekami, pożar był w zarodku gaszony. Niedaleko Aten, w miejscowości Vilia, dopiero zrobiło się niebezpiecznie i faktycznie pojawił się strach. Górzyste ukształtowanie terenu, susza, brak wody – pierwsze źródło znajdowało się aż 6 kilometrów od nas. Hydrantów nie było, a w tych, które zlokalizowaliśmy, było małe ciśnienie wody, więc musieliśmy oszczędzać. Poza tym, trudno było dostać się do pożaru – ogień wybuchał w różnych miejscach, w jednym czasie. Na pewno zapa- miętam do końca życia dwa pożary. Zostaliśmy wezwani do pomocy niedaleko miejscowości Vilia. Ogień zbliżał się do zabudowań. Jako pierwsi pojechali tam strażacy z kom- ponentu poznańskiego. Utrzymywałem kontakt radiowy z dowódcami operacyjnymi i usłyszałem, że sytuacja jest bardzo poważna. Zaproponowałem, że pojadę pomóc przy tej akcji. Na miejscu po prostu mnie zamurowało. W Pol- sce nigdy nie widziałem takiego pożaru. Ogień zbliżał się do drogi i gdyby ją przeskoczył, wszedłby w zabudowania mieszkalne. Rozstawiliśmy samochody, podzieliliśmy się na małe zespoły, utrzymywaliśmy z dowódcami kontakt. Musieliśmy zmienić taktykę działań, którą zazwyczaj stosu- jemy w Polsce. Każda grupa była niezależna. Rezygnowa- łem z każdej możliwości ograniczenia mobilności, szykując miejsce na szybką ewakuację ludzi. Pożar bardzo szybko się rozprzestrzeniał, a wody brakowało. Zaprzestaliśmy gaszenia do momentu aż ogień nie zbliży się maksymalnie blisko nas. Żeby potem zaatakować z całej siły? Dokładnie. Ostatecznie obroniliśmy wioskę. I tutaj muszę pochwalić wszystkich strażaków, którzy byli tam ze mną. To był kawał niesamowitej roboty, wielki szacunek dla tych ludzi. Nikomu nie zabrakło wody, bezpiecznie wszyscy zakończyli działania i mogliśmy sobie przybić piątkę. Pod koniec działań podjechałem do greckiego dowódcy. Wymieniamy poglądy, dyskutujemy na temat tego, co właśnie się wydarzyło. I nagle pan około 50-letni klepie mnie w ramię i mówi: jesteście twardzi, jesteście odważni, wielki szacunek. Podziękowałemmu, myślałem, że jest to

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz