SUKCES PO POZNAŃSKU 10/2021
| PAŹDZIERNIK 2021 90 | SPORT i sportowym spełnieniem. Jesteśmy wyjątkową zbiorowo- ścią. Mimo innego koloru skóry, innego języka i innych dyscyplin sportowych – wszystkim przyświeca jeden cel – idea olimpizmu. Chyba najsmutniejsze były puste, z powodu pande- mii, trybuny... To – powiem wprost – był najtragiczniejszy moment igrzysk, który pozostanie na zawsze w pamięci. My spor- towcy odczuwamy bardzo brak kibiców. Pamiętam biegi finałowe czy z Londynu, czy z Rio, to ostatnim metrom towarzyszył jeden wielki wrzask, potężny tumult z widow- ni. To nas niesie, mimo tego, że człowiek jest skoncen- trowany, by wszystko wykonać perfekcyjnie i dotrzeć do mety. W Tokio tego nie było. Oczywiście dochodził doping ze strony sztabu, innych sportowców, którzy mogli dotrzeć na tor kajakowy, ale to niestety była tylko namiastka tego, co czułam w poprzednich moich startach. Bez kibiców, tak naprawdę, sport staje się bardzo ubogi. Moc kibiców wyzwala w nas dodatkową energię, która nie raz spowo- dowała, że sięga się wyżyn. Stojąc na podium i patrząc na trybuny, poczułam się, mimo radości, smutno, tak trochę jakbym była na zawodach okręgowych, a nie na najważ- niejszej imprezie. Zamknęłam oczy i przywołałam tych wszystkich, którzy oglądali nasz występ przed telewizora- mi w Polsce i dziękowałam za zaciśnięte kciuki. Jest Pani ucieleśnieniem powiedzenia „do trzech razy sztuka” jeśli chodzi o olimpijski start w czwór- ce. Wywalczyła Pani wraz z koleżankami brązowy medal, odczarowując dwa niefarty z dwóch po- przednich imprez. W Londynie było bardzo blisko, po półfinale był wielki apetyt na sukces. Pobiłyśmy przecież rekord olimpij- ski. Czwarte miejsce w finale było wielkim smutkiem i rozczarowaniem. Jako młoda zawodniczka, debiutantka, starałam się skoncentrować na kolejnym starcie z Be- atą Mikołajczak (aktualnie Rosolską). Potem był start w Rio, gdzie obroniłyśmy medal z Londynu w dwójce. I dlatego pełne entuzjazmu chciałyśmy też sięgnąć po krążek w czwórce. Ale znowu się nie udało. Co gorsze, nie weszłyśmy do finału, a zwycięstwo w finale B i 9. miejsce nie było wynikiem, który by nas mógł zadowolić. W tym roku też nie było łatwo. Wróciłam do sportu po urodzeniu dziecka, by w 2019 sięgnąć po brązowy medal Mistrzostw Świata w czwórce, w pół roku po przyjściu na świat syna i brązowe medale z imprez europejskich. Wie- rzyłyśmy, że przygotujemy olimpijską formę na medal. Jedna z dziewczyn wypadła z osady z powodu kontuzji, musiałyśmy znaleźć dublerkę. Nie było to bardzo trudne, bo w kadrze mamy 16 zawodniczek i zawsze można sięgnąć po tę piątą czy szóstą. Były to ciężkie decyzje, ale, jak się później okazało, bardzo trafne. Do łódki dosiadła Justyna Iskrzycka. Szybko dostosowała się do nas, a my do niej. Forma olimpijska rosła, co dało nam ostatecznie trzecie miejsce. Dla młodych dziewczyn było to mega budujące na przyszłość. Wielu sportowców mówi, że wyścig finałowy rządzi się swoimi prawami i wieszanie medali na szyjach przed jego startem jest bezsensowne. Na starcie w finale nikt się nie oszczędza, każdy daje sto procent, albo i więcej, jeśli to możliwe. Porównywanie czasów z przedbiegów, z półfinałów, nie ma sensu. Bo oprócz wszystkiego, warunki mogą się zmienić dia- metralnie. Nawet w czasie wyścigu, na różnych torach panują zdecydowanie inne. Zdaje się być Pani bardzo poukładaną osobą. W pewnym bowiem momencie postanowiła Pani przerwać karierę i urodzić dziecko. Podkreśla Pani, że rodzina jest najważniejsza, co powiedziała Pani na pomoście tuż po zdobyciu medalu. Chyba jednak nie jestem zbytnio poukładana. Byłam raczej zawsze chaotyczną dziewczyną. Macierzyństwo i powrót do sportu spowodowały, że musiałam pewne rzeczy dograć i poukładać. Jeśli będę spełnioną kobietą, mamą, mając partnera i rodzinę, osiągając pewną stabi- lizację, będę miała wciąż motywację do kontynuowania kariery. Ja już nie muszę niczego osiągać, ja mogę, a to powoduje, że z większym luzem myślę o treningach i startach. Dzięki takiemu podejściu do życia osiągnę- łam mega formę, o czym świadczyły badania wydolno- ściowe oraz te dwa medale. Mój organizm, mimo wielu lat wyczynowego sportu i macierzyństwa, radzi sobie i daje mi szansę na jeszcze lepsze wyniki. Dużą pomocą i wsparciem jest mój partner. To on głośno mi powie- dział, że mam wracać do kajaków, w co ja początkowo trochę słabo wierzyłam. Jego motywacja i podjęcie na nowo sportowych wyzwań mając dziecko, dała mi przysłowiowego kopa, tym bardziej, że jest sportowcem – kanadyjkarzem – i widział we mnie wciąż drzemiący potencjał. NA STARCIE W FINALE NIKT SIĘ NIE OSZCZĘDZA, KAŻDY DAJE STO PROCENT, ALBO I WIĘCEJ, JEŚLI TO MOŻLIWE
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz