SUKCES PO POZNAŃSKU 10/2024

| PAŹDZIERNIK 2024 SPORT | 69 Agnieszka Scheffler ma za sobą dwa igrzyska olimpijskie jako sędzia, te w Paryżu z tytułem najlepszego sędziego na świecie. Wszystko, co robi w życiu, jak i w sporcie, to realizacja filozofii step by step, nie ma niczego na skróty, do wszystkiego dochodzi skrupulatnością i systematycznością. Zawsze dąży do równowagi i znakomicie łączy życie rodzinne z pasjami. Ma marzenia i jednym z nich są kolejne igrzyska w LA. ROZMAWIA: JULIUSZ PODOLSKI | ZDJĘCIA: ARCHIWUM PRYWATNE Jest Pani najlepszym sędzią na świecie wybranym w ubiegłym roku. W tym wszystkim najciekawsze jest to, że jestem taką osobą, która stawia sobie bardzo wysoko poprzeczkę, ale nigdy nie oczekuję nagród, życia i bycia w blasku jupiterów… Moi znajomi pytają mnie np.: „Aga, dlaczego nie masz Instagrama?”. Bo m.in. chcę pokazać swoim dzieciom, że można osiągnąć sukces, nie będąc w mediach społecznościowych bardzo aktywnym czy agresywnym. Mam Facebooka, bo muszę być trochę widoczna, ale to pozwala mi na złapanie kontaktu z sędziami międzynarodowymi, czy nawiązać nowe znajomości w swoim środowisku. Wszystko, co robię, to krok po kroku, bez przyspieszania, ale z określonym planem. Kiedy skończyłam trenować w kadrze, zaczęłam robić stopnie – dany, kolejne czarne pasy, ponieważ w głowie ułożyłam sobie plan, że będę kiedyś sędzią międzynarodowym. W życiu nie myślałam o igrzyskach. Sukcesywnie zdawałam stopnie, trzeba mieć doświadczenia po dwa lata między nimi i jak osiągnęłam 4 dan, kariera otworzyła się do najważniejszych imprez. Jak rodzina patrzyła na Pani ambicje? Mąż jest trenerem oczywiście taekwondo i bardzo mocno wspierał mnie podczas realizacji moich planów. Mój syn Albert miał wtedy dziesięć miesięcy. Wtedy miałam kolejny kurs w Niemczech. Powiedział mi, że mam nie rezygnować, że przygotujemy przez miesiąc syna do mojego wyjazdu. Przerzucimy go na butelkę w nocy, mama będzie przyjeżdżać i damy radę. Pojechałam i dostałam wyróżnienie. Wszystko poszło jak z płatka. Jestem osobą skrupulatną i wszystko, za co się biorę, lubię robić najlepiej, Nie mogę nie zapytać, czy coś w Pani życiu nie wiąże się z taekwondo? Agnieszka Scheffler: Zaskoczył mnie Pan tym pytaniem, ale mogę powiedzieć nawet bez głębszego zastanowienia: wiąże się wszystko. Trenuje Pani taekwondo od dziecka, ale to raczej nieoczywista dyscyplina sportu dla dziewczynki z niedużego miasta, jakim jest Pisz? Bardzo chciałam tańczyć, chodziłam na zajęcia, ale miałam problem z… partnerami, którzy mieli mało cierpliwości i szybko rezygnowali z nauki. Zmieniali się, a ja nie mogłam się rozwijać, bo wciąż miałam początkującego. W końcu zostałam sama i instruktorka stwierdziła, że tańczyć samodzielnie się nie da. Musiałam sobie znaleźć inne zajęcie. Idąc do domu, zauważyłam informację o naborze do sekcji taekwondo. Zainteresowało mnie, bo z tatą lubiłam oglądać filmy z Bruce’em Lee i Jeanem Claude’em Van Damme’em, który był moim idolem. Już na drugi dzień byłam na sali, zrobili dla mnie pokaz walki, trochę układów. No i zakochałam się w tym sporcie z wzajemnością do dzisiaj. Oczywiście miałam jakieś momenty kryzysowe, ale były to tylko chwile. Wszystko więc wiąże się z taekwondo, chociaż do dzisiejszej rozmowy i Pana pytania nie byłam tego świadoma. Patrząc z boku na Pani życie, to wsiąkła Pani całkowicie. Męża Pani spotkała na kadrze w Poznaniu, dzieci między innymi trenują ten sport, oglądacie w chwilach relaksu taekwondo, a Pani po zakończeniu kariery sportowej została najlepszym sędzią świata. Tak, to prawda. Co by było, gdyby nie taekwondo... Teraz już mogę sobie wybierać zawody, trochę też wyluzowałam, bo zaszłam wysoko i może przyjdzie czas na coś innego, ale oczywiście będzie musiało to być związane z moją ukochaną dyscypliną. Skupiam się bardzo na dzieciach, no bo są one moim życiem

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz