| PAŹDZIERNIK 2024 SPORT | 71 wyluzowałam, bo zaszłam wysoko i może przyjdzie czas na coś innego, ale oczywiście będzie musiało to być związane z moją ukochaną dyscypliną. Skupiam się bardzo na dzieciach, no bo są one moim życiem. Nauczyliśmy się w naszym małżeństwie godzić rodzicielstwo, rozwój osobisty, a co więcej – uczymy nasze dzieci tego, żeby każde z nas miało też skrawek osobistej przestrzeni. Czy sędziując na tak ważnych zawodach, czuje się presję, odpowiedzialność za wynik? Tak, jest to olbrzymia presja. Kiedy się wchodzi na tak wysoki poziom, to wszyscy oceniają cię i prowadzone przez ciebie walki. Człowiek jest wciąż obserwowany. Każdy gratuluje, dopinguje, ale wielu z drugiej strony zazdrości. Czuje się to na swoich barkach. To jest ogromny stres. Oczywiście nie można tego porównać do zawodników, bo znam to też z tej drugiej strony, ale wielu nie zdaje sobie sprawy, jaką pracę musi wykonać sędzia, żeby dojść do poziomu pozwalającego jechać na igrzyska olimpijskie. Muszę pracować nad swoją fizycznością, ale też psychiką. Co więcej, przepisy zmieniają się bardzo szybko i trzeba nad tym wszystkim panować. Zakończyły się igrzyska paraolimpijskie, tam taekwondo też było dyscypliną, gdzie rozdawano medale. Czy jest to zatem sport uniwersalny? Tak, mogą ten sport uprawiać ludzie z różnymi dysfunkcjami: brak górnej kończyny, niesłyszący, z upośledzeniami umysłowymi. Mogą zatem uprawiać ten sport osoby różne, dość powiedzieć, że często treningi odbywają się w jednej grupie z pełnosprawnymi. Jest to sport bardzo fajny dla rozwoju ogólnego mężczyzn i kobiet. Stąd bardzo chcemy, żeby dzieci trenowały. I tu nie chodzi o to, by były mistrzami, ale by się rozwijały. Wiemy, jak ten sport kształtuje charakter, ale także fizyczność. Rozwija się skoczność, szybkość, wytrzymałość, pracuje każda partia mięśniowa. Martwi nas, że piłka wśród chłopaków dominuje. Przychodzą do nas chłopcy, którzy łączą taekwondo z piłką, albo tacy, którzy nie trenują piłki, bo są mało sprawni, by grać w nożną. Kiedy rozwiną się i usprawnią… idą grać w piłkę i ich tracimy. Niewielu zostaje, w większości w sekcjach mamy dziewczyny. I jak się okazuje, są bardzo silne i zdeterminowane, by osiągać sukces. Dzieci trenujące u nas rozwijają w sobie odpowiedzialność za to, co robią, bo każdy błąd, który popełnią, może doprowadzić do porażki w walce. To jest sport dla ludzi inteligentnych. W grupach mamy uczniów osiągających bardzo wysokie wyniki w nauce. Chyba przyszła pora na wspomnienia olimpijskie… W Tokio była ogromna covidowa presja, zawody bez kibiców, a my w zamknięciu. Było dużo złej energii. Do Paryża jechałam inaczej, bo już byłam na igrzyskach i od razu okazało się, że otworzyłam zawody, sędziując pierwszą walkę kobiet w kategorii do 49 kg, w której sama startowałam. Na trybunach masa ludzi, sala piękna, bo to Grand Palais. Pomyślałam sobie – ty sędziujesz, nie jesteś kibicem, ogarnij się. Ale to był taki wulkan emocji… niesamowite przeżycie. A potem finał! Totalnie inaczej zatem było w Paryżu. Mniej presji, dużo dobrej energii, wszyscy super się wspierali. Myślałam, że to moje ostatnie igrzyska, ale chyba jeszcze raz spróbuję w Los Angeles. Moje dzieci bardzo mnie dopingują! To chyba były rzeczywiście inne igrzyska niż wszystkie, od samego otwarcia bardzo blisko ludzi, miejskie. Mnóstwo ludzi, zewsząd dochodząca muzyka. My z Grand Palais mieliśmy autobus do hotelu, mieszkaliśmy blisko wieży Eiffla, ale razem z innym sędziami, by bardziej poczuć atmosferę, chodziliśmy piechotą. Byliśmy blisko balonu – ognia olimpijskiego, poszliśmy nad Sekwanę. Było fantastycznie. Staraliśmy się chwytać każdą chwilę i atmosferę. Ludzie jak to ludzie, narzekali na różne rzeczy, ja tylko na jedno mogę pomarudzić – na obiady i kolację na sali, które były bardzo niedobre. Na szczęście sędziowie z Korei wspierali nas swoimi zupkami, które zawsze wożą z sobą. z
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz