SUKCES PO POZNAŃSKU 11/2023

| LISTOPAD 2023 POZIOM WYŻEJ | 57 Pani Maria Katscher jest legendą poznańskiego fryzjerstwa. W zawodzie działa już od ponad 50 lat. Startowała w branżowych mistrzostwach jako uczestnik, trener i sędzia. Zjeździła cały świat i wykształciła prawie stu innych fryzjerów. W grupie jej uczniów były też córka Elżbieta i wnuczka Laura. Dziś razem pracują w salonie Renesans Urody przy ulicy Mickiewicza 28, wypełniając urokliwe przestrzenie tego miejsca niezwykłą kobiecą energią. – Nasza praca to nasza pasja – przyznają zgodnie. ROZMAWIA: ANNA SKOCZEK | ZDJĘCIA: AGATA JESSE OBIEKTYWNIE Kiedy pani Maria, córka Elżbieta i wnuczka Laura opowiadały mi o swojej zawodowej drodze, w ich oczach widać było błysk i szczere oddanie dla fryzjerskiej pasji. Uśmiechnięte, otwarte i zarażające dobrą energią. Nic dziwnego, że klientki lubią do nich wracać. Sama po sobie wiem, że trudno jest nawet od nich wyjść. Jak wszystko się zaczęło? Maria Katscher: Początki to 1970 rok. Wtedy rozpoczęłam swoją karierę zawodową u mistrza Stefana Siankowskiego. Był to bardzo kreatywny człowiek, który wykształcił w swoim czasie wielu bardzo dobrych fryzjerów. Zrobił zresztą naprawdę wiele dla branży w Polsce. Brałam z niego przykład, lubiłam się od niego uczyć i po siedmiu latach wyjechałam już z grupą fryzjerów do Paryża na zaproszenie firmy Loreal. To był mój pierwszy wyjazd za granicę. Później już poszło lawinowo. Byłam zafascynowana nowymi trendami, z salonu wychodziły same zadowolone klientki, a przed lokalem ustawiały się długie kolejki. Kolejki do fryzjera? To dziś niewyobrażalne. MK: Przed salonem przy ulicy Półwiejskiej stały naprawdę długie kolejki. Od rana wydawaliśmy numerki na daną godzinę, na którą poznanianki przychodziły do nas po swoje wymarzone włosy. Kiedy otworzyłam już swój pierwszy własny salon przy ulicy Kanałowej, to również ustawiał się sznureczek kobiet. Laura Kwaśny, wnuczka: Mój kolega w liceum opowiadał mi, że jego babcia chodziła do mojej babci na strzyżenie i żeby się dostać, musiała godzinami stać w kolejce. To było niesamowite. MK: Dobra opinia wśród klientek była dla mnie jak miód na serce. Rozpoczęłam pracę z jedną uczennicą, a później dochodziły kolejne. Dziś mogę powiedzieć, że przez lata wykształciłam prawie 100 fryzjerek i fryzjerów. Śledzi Pani ich losy? MK: Są takie, które cały czas utrzymują ze mną kontakt (śmiech). Wiem, że część wyjechała i pracuje za granicą albo przeniosła się do innych miast. Wśród moich uczennic są też córka Elżbieta i wnuczka Laura. Czy mama była surowym nauczycielem? Elżbieta Katscher, córka: Niekoniecznie surowym, ale na pewno wymagającym. Kiedy przyszłam do mamy do salonu, miałam już malutką córeczkę, ale pracowałam po 12 godzin, bo mama wychodziła z założenia, że skoro ona tak pracowała, to wszyscy tak muszą (śmiech). MK: Miałam to szczęście, że w opiece nad córkami pomagała mi moja mama. Dzięki temu mogłam się rozwijać i pracować. Kiedy córki poszły już do przedszkola, zajmował się nimi mąż, który wspiera mnie cały czas. Dzisiaj myślę, że jak na tamte czasy byliśmy naprawdę nowoczesną rodziną. Cieszę się, że mogę spełniać się zawodowo, a właśnie na początku kariery to wsparcie najbliższych było mi najbardziej potrzebne. Czy wybór fryzjerstwa to był przypadek? MK: Żaden. Od dzieciństwa fascynowały mnie włosy. Kiedy byłam mała i znikałam mamie z oczu, to zawsze wiedziała, że siedzę w polu i plotę warkocze kukurydzy (śmiech). Od tego się zaczęło. Przekonanie rodziców, żeby pozwolili mi kształcić się w tym kierunku, wcale nie było najłatwiejsze, później nie było też tak łatwo dostać się do szkoły, ale zrealizowałam swój plan, dostałam się do najlepszego mistrza i chłonęłam jego wiedzę i umiejętności. Często jest tak, że jak w domu rodzic poświęca się jakiejś pracy, to dzieci nie chcą iść w jego ślady. EK: Mnie się wydaje, że jak byłyśmy małe, to tak przesiąkłyśmy pasją mamy, że żadna z nas nie wyobraża sobie nawet, że można żyć inaczej. Mama uparła się jednak, że muszę iść do liceum, bo być może wybiorę inną drogę. W wieku 38 lat rozpoczęłam też studia pedagogiczne, które pomagają mi w pracy z uczniami. LK: Też poszłam do liceum, ale już wtedy uparłam się, że muszę pracować razem z babcią. Kiedy zastanawiałam się | MATERIAŁ PROMOCYJNY

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz