| LISTOPAD 2024 POZIOM WYŻEJ | 63 POMPĄ POCHYLAM SIĘ Z ZACHWYTEM I tak Pan tu przyjeżdżał i już został? Jeszcze nie. Z rodzicami byłem umówiony, że obejmę gospodarstwo, ale w międzyczasie skomplikowało się wiele spraw, w tym to, że rodzice żony nie chcieli jej puścić w góry i chcieli mieć córeczkę blisko siebie. I co Pan zrobił? Chciałem mieć swoje pieniądze, odłożyć trochę na przysłowiowy start i zaraz po wojsku wróciłem w rodzinne strony. Byłem pracowity, ambitny, głowę miałem zawsze pełną pomysłów. Przez rok pobytu w Czchowie prowadziłem rodzinny interes, jeździłem i sprzedawałem towary, które uprawialiśmy w szklarniach. Przez ten czas zarobiłem na wesele i kupiłem meble do naszego pierwszego mieszkania. Dopiero po ślubie w 1983 roku zostałem w Poznaniu. I tutaj rozwinął i kontynuował Pan badylarski biznes? Nie. Firm rolniczych i ogrodniczych w tym rejonie było zbyt wiele, żebym mógł się przebić. W latach 80. obowiązywał jeszcze przymus pracy. Jeśli nie chciałeś iść do więzienia, musiałeś pracować. Podjąłem zatem pracę w Kombinacie Ogrodniczym PGO Naramowice, czyli miejscu związanym z moim wykształceniem i doświadczeniem. Co prawda z zawodu jestem ślusarzem-mechanikiem, ale Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma, a on ma ponad 350 żeliwnych zabytkowych pomp ręcznych do wody, pochodzących z różnych zakątków Europy. Paweł Kender od 22 lat kupuje, restauruje i na swoim podwórku tworzy prywatne muzeum pomp. I każdy może je zobaczyć. ROZMAWIA: KAROLINA MICHALAK | ZDJĘCIA: AGATA JESSE OBIEKTYWNIE Jak góral trafił do Poznania? Paweł Kender: Z miłości. Pochodzę z Czchowa, małej miejscowości w województwie małopolskim, z której również pochodzi rodzina mojej żony, poznanianki. Małgorzata, bo tak ma na imię, jako nastolatka, wraz ze swoją babcią odwiedzała Czchów dwa razy do roku. Szpekłem ją w kościele. Wydała mi się taka piękna i zrobiłem wywiad wśród znajomych, by dowiedzieć się, kto to jest i skąd się wzięła w Czchowie. Osobiście poznałem ją podstępem na ognisku. Poprosiłem kolegów, którzy je organizowali, aby również zaprosili Gosię, ponieważ chciałem, aby nasze poznanie wyszło jak najbardziej naturalnie. No i zaiskrzyło? Oj, tak! Ale mieliśmy po naście lat, ona wróciła do Poznania, ja zostałem w górach i tak sobie miesiącami tęskniliśmy. Pisaliśmy listy do siebie, telefonowaliśmy, choć z telefonami kiedyś nie było tak jak dzisiaj, że każdy ma swój osobisty. Pochodziłem z dość zamożnej rodziny badylarzy, to telefon miałem w domu, ale moja wybranka musiała chodzić na pocztę. Po pewnym czasie zostałem skierowany do odbycia służby wojskowej w Warszawie, gdzie Małgorzata mnie odwiedzała. Ponieważ lepszy dojazd miałem do Poznania, częściej na przepustkach bywałem tutaj niż w rodzinnym domu.
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz