SUKCES PO POZNAŃSKU 11/2024

| LISTOPAD 2024 80 | W PODRÓŻY mogłam chodzić za szybko, nie robić dodatkowych wejść. Niestety poniosło mnie i zrobiłam nadprogramowe wejście aklimatyzacyjne. Czułam się świetnie, gdy dwóch kolegów stwierdziło, że w ramach treningu wejdą wyżej, poszłam z nimi na 4710 m n.p.m. Później to się odbiło na moim ataku szczytowym. Nierozsądnie było robić więcej niż to, co zostało zaplanowane. Nie żałuję jednak tego dodatkowego wejścia, warto dla kapitalnego zdjęcia z Ama Dablam w tle. Ile czasu zajęła Ci ostatnia wyprawa? Trzy tygodnie, choć nasza wyprawa wydłużyła się, bo trafiliśmy na czas, gdy powódź obezwładniła Dubaj. Dowiedzieliśmy się rano w Krakowie, że nasz lot jest odwołany. Wraz z koleżanką zostałyśmy tam i czekałyśmy. Znajomi użyczyli nam mieszkanie i tak 4 dni snułyśmy się po deszczowym Krakowie. Miałyśmy świadomość, że nikt nam nie przedłuży wyprawy i zabraknie czasu na atak. Szczęśliwie jednak wszystko się udało. Czuję, że to nie jest Twój ostatni pobyt w Himalajach? Też nie pierwszy, bo byłam tam pół roku wcześniej, w listopadzie. To była wyprawa do Annapurna Base Camp (ABC) 4131 m n.p.m. Wtedy poczułam, czym jest wysokość. Doświadczenie tego, jak organizm zachowuje się w takich warunkach, pozostając tam kilka dni, było nowe. Do wyjazdu na Island Peak przygotowywałam się z Formą na Szczyt, firmą, która trenuje naszych polskich himalaistów. Miałam planowany i modyfikowany codzienny trening. 3-4 treningi siłowe tygodniowo plus trening z obciążeniem 10-15 kg na schodach, basen, bieżnia i niezbędne rolowanie. Wiem, że byłam dobrze przygotowana, wiem też, że mogłam zacząć wcześniej. Przez cały wyjazd miałam najlepsze wyniki saturacji i ciśnienia. Czułam się też bardzo dobrze. Nie miałam oznak choroby wysokościowej ani nawet bólów głowy. Muszę przyznać, że pierwszy etap ataku szczytowego był wyczerpujący – bardzo duże przewyższenie, które pokonywaliśmy w surowym, skalistym terenie. Po kilku godzinach pięcia się pod górę zaczęło ogarniać mnie potężne zmęczenie. Frustrowało mnie, że idę coraz wolniej. Gdy dotarliśmy na wysokość 5836 m n.p.m., czułam się zmęczona w nieznanym mi dotąd wymiarze. Wystraszyłam się tego, co się ze mną dzieje. Dodatkowo usłyszałam od koleżanki, że źle wyglądam. Usiadłam i zadałam sobie pytanie, jak ze mną jest. Moje ruchy były spowolnione, a zazwyczaj, gdy chodzę po górach, poruszam się dość szybko. Brak tlenu zadziałał mocno i uznałam, że może rozsądniej będzie zejść. Decyzja ta współgrała z moją pracą nad tendencją do robienia nadmiarowości. Powiedziałam sobie „wracam” i było mi z tą decyzją zaskakująco dobrze. Teraz wiem, że potrzebuję dłuższego przygotowania i więcej treningów wysiłkowych. Warto dodać, że zejścia są równie, a nawet bardziej wymagające. W wysokich górach mają na to wpływ zmieniające się warunki terenu. Gdy zaczyna operować słońce, topi się pokrywa śnieżna i trzeba uważności i wysiłku, gdy przy każdym kroku zapadamy się po kolana, a nawet pachwiny. Miałam taką sytuację w Alpach podczas zejścia z Lagginhornu (4010 m n.p.m.). Warunki dyktują góry i nasz organizm. Można walczyć i z jednym, i z drugim. Można też okazać pokorę wobec gór i szacunek do siebie. Żałuję, że nie dotarłam na sam szczyt, ale cieszę się z podjętej decyzji. Jak rodzina zareagowała na Twoją decyzję o wyjeździe na Island Peak? Na mojej rodzinie to już robi średnie wrażenie (śmiech). Oni bardziej dziwią się, jak za długo nigdzie nie wyjeżdżam. Oczywiście kibicują mi i pytają, czy na pewno jestem zdecydowana. Trochę się martwią, ale to jest takie słodkie. A propos postów, które śledziłaś na Facebooku, to był jedyny sposób na relację. Nie ukrywam, że sprawia mi to także ogromną frajdę. Post na koniec dnia umożliwiał podsumowanie i podzielenie się nie tylko wrażeniami, ale i emocjami na gorąco. Internet można tam kupić i nie są to kolosalne pieniądze. Po powrocie nie ma już przestrzeni na takie relacje, a i emocje już nie takie. Bardzo dobrze mi się do tych postów wraca. Mam jeszcze zaległy post albo miniartykuł o moich przygotowaniach do wyprawy dla osób, które chcą wybrać się w Himalaje po raz pierwszy. Czy po powrocie z wyprawy poczułaś, że wchodzisz z innymi przemyśleniami do swojego gabinetu, do pacjentów? Każdorazowo powrót z gór daje nową, szerszą perspektywę. Tym razem wiem, że jestem wiarygodna, gdy rozmawiam z innymi o nienadużywaniu siebie. Zdrowe poczucie własnej wartości to wcale nie jest wysokie poczucie wartości, tylko adekwatne poczucie siebie, coraz szersza samoświadomość zarówno możliwości, jak i ograniczeń. Dopiero na bazie takiego spojrzenia możemy budować siebie. Możliwe, że nie wszystkie braki chcemy uzupełniać, tylko pięknie z nimi żyć. Mamy wiele przymusów wgranych w procesie wychowania w rodzinie i społeczeństwie. Dlatego tak ważne jest rozwijanie samouważności. Czego Ci życzyć na przyszłość, bo jesteś bardzo świadomą osobą? Myślę, że tego, abym coraz lepiej rozpoznawała, co moje, a co wgrane. Co z tego dobre, a co nadmiernie obciążające. I aby mój intelekt nie przeszkadzał mi w odczytywaniu sygnałów mojego ciała. Potrzebny jest umiar. Intelekt pięknie prawi o teorii, ale to nie wystarczy, żeby coś się zadziało. Czasem nasze myśli mogą nam przeszkadzać, bo nie do końca są nasze, a przekonania niekoniecznie prawdziwe. Tego Ci życzę i dziękuję za rozmowę. Dziękuję. z

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz