SUKCES PO POZNAŃSKU 12/2020

sukces po poznańsku | GRUDZIEŃ 2020 6 | MOIM ZDANIEM Nie tylko od święta To było kilka lat temu. Pielgrzymując w kierunku Asyżu, dotarłem z grupą studentów do Greccio, małej miejscowość niedaleko Rieti. Do historii świata przeszła jako miejsce, w którym św. Franciszek w 1223 roku wybudował pierwszą szopkę bożonarodzeniową. Tak, tak, to co dziś uważamy za nieodłączny element naszych świąt, pojawiło się dopiero tysiąc dwieście lat po nadrodzinach Jezusa. Pamiętam jaki żar lał się z włoskiego nieba i nas szukających odrobiny cienia. Korzystając z uprzejmości kustoszów sanktuarium, odprawialiśmy mszę śpiewając w lipcu „Bóg się rodzi, moc truchleje”. C hyba wtedy po raz pierwszy zacząłem się zastanawiać, jak mogłyby wyglądać święta bez choinki, śniegu, kolęd i karpia. I czy nasza tradycja nie stała się od pewnego czasu workiem bez dna, do którego wrzucamy wszystko, co się nawinie: wigilie pracownicze, słodkie piosenki Mariah Carey, Kevina samego w domu i popularnie nazywany „magiczny czas”. Wszystko, tylko nie istotę Bożego Narodzenia. Ucieszyłem się więc ze społecznego dystansu wobec reklamy znanej sieci jubilerskiej, która kilka tygodni temu przemknęła przez polski Internet. Choć popularne, gustownie ubrane celebrytki uśmiechały się ciepło do widzów, zachęcając do kupowania kolczyków i pierścion- ków, trudno się było wyzbyć wewnętrznego zgrzytu. To wszystko pasowało do tego, co było kiedyś, ale nie do naszego dziś, gdy zmienił się znany nam świat. Zakupy i euforia ustąpiły miejsca lękom i obawom o życie swoje i najbliższych. I choć to wcale nie znaczy, że nie warto mieć marzeń, to, jak się okazuje, niewiele nam trzeba, by sobie przypomnieć, że to, za czym naprawdę tęsknimy, to bliskość, zrozumienie, pocieszenie i troska. I nawet najpiękniej przystrojona choinka nam tego nie zastąpi. Zmęczeni miesiącami pandemii, docieramy do świąt, które – jak każdy dobrze wie – mówią o tym, że Bóg stał się człowiekiem. Dodajmy – stał się nim nie na chwilę, ale na zawsze. A to znaczy, że ci, którzy potrafią przyjąć i uszanować człowieczeństwo swoje i innych, już przez to się z Nim spotykają. Ta prawda jest szokująca, bo od tamtego betlejemskiego momentu dwa tysiące lat temu, nic co ludzkie nie jest Bogu obce. Pomyślmy o ile łatwiej przychodzi nam mówić o Jego wielkości, cudach i nauczaniu tłumu, a jak trudno przyjąć, że najpierw sikał w pieluchy, ząbkował i uczył się chodzić, tak jak każde dziecko. Że płakał, bolały go nogi, brakowało Mu pieniędzy, musiał spać i jeść. Święta Bożego narodzenia streszczają się w haśle, które kiedyś podpatrzyłem na transparencie wiszącym nad drzwiami pewnego kościoła – bądź jak Bóg i stań się człowiekiem. Muszą to sobie dziś przypominać wszyscy bez wyjątku, a w szczególności ludzie Kościoła. Zarówno ci stojący u jego sterów, jak i szeregowi chrześcijanie. Bo choć to prawda znana od wieków, że nauczanie Jezusa kła- dzie silny akcent na świadectwo, bycia solą i światłem dla świata, to w tym roku się okazało, że niebezpiecznie zawę- ziliśmy to przesłanie do bieżących politycznych rozgrywek, zwierania szeregów, palenia mostów i budowania murów. Zapominając, że bycie uczniem, to nie tylko zmaganie o wejście do nieba, ale także troska o to, by ziemski los bliźnich w jak najmniejszym stopniu przypominał piekło. Zapamiętajmy to dobrze. Jedyny znany opis sądu ostatecz- nego, który znajdziemy w Ewangelii, mówi o rozliczeniu nie na podstawie znajomości przepisów katechizmu czy wyuczenia na pamięć wersetów Pisma Świętego. Jedyne punkty do ankiety, którą każdy z nas będzie musiał kiedyś wypełnić, brzmią: czy gdy byłem głodny, spragniony, nagi i chory, pomogliście Mi? Nic więcej. I o tym właśnie są te święta. O tym, by z uporem i bez wytchnienia, bez względu na okoliczności, wcielać w ży- cie troskę o drugiego człowieka: w politykę, w Kościół, w ekonomię, w nasze spory i wspólne życie. Czy chcemy, czy nie, żyjemy obok siebie w tych samych domach, mijając siebie na tych samych ulicach. Najlepszym ku temu narzędziem jest wigilijny opłatek, który za chwilę weźmiemy do ręki stając przed sobą i niezdarnie kalecząc słowa życzeń. Dla chrześcijan to oczywisty symbol eucharystii – największej Miłości, której mają być świadkami. Dla wszystkich innych znak nadziei, że dopóki się nim przełamujemy, dajemy sobie dowód, że można przekroczyć zapiekłe podziały i mówić do siebie ludzkim głosem, nie tylko od święta. z

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz