SUKCES PO POZNAŃSKU 12/2020

RODZINNIE | 71 sukces PO POZNAŃSKU | GRUDZIEŃ 2020 W RADIU LECIAŁO, TRADYCYJNIE JUŻ, „LAST CHRISTMAS” I JAŚ ZACZĄŁ ŚPIEWAĆ. ZNAŁ TĘ PIOSENKĘ DOSKONALE. TO ONA NAUCZYŁA GO SŁÓW – rzucił. – Mama będzie śpiewała z nami zawsze – powie- dział Tomek i przypomniało mu się, jak się poznali. Nad morzem. Była zima. Śnieg leżał na plaży, fale delikatnie obijały się o falochrony. Kinga spacerowała wdychając jod – tak kazał lekarz. On biegał, zresztą zawsze dbał o kondycję. Kiedy wypadł mu telefon, ona schyliła się i go podniosła. I tak to się zaczęło. Spędzili ze sobą kilka pięknych lat, jak z bajki. I chociaż nie planowali dziecka, pewnego dnia powiedziała mu, że jest w ciąży. Skakał pod sufit, cieszył się jak dziecko. Jasiu urodził się w Wigilię – dziecko szczęścia. Kilka tygodni później pokazało się, że Kinga ma raka piersi. Walczyła dziel- nie, aż wyzdrowiała, chociaż lekarze mówili, że choroba może wrócić. Po kilku latach pojawiły się przerzuty. Nie cierpiała. Odeszła w spokoju. Wjeżdżał do Ustki z uśmiechem na twarzy, bo wiedział, że Ona ich prowa- dzi. W bagażniku miał uszykowane prezenty, zastanawiał się tylko, jak je przemycić do hotelu, żeby Jaś nie widział. Zaparkował pod hotelem, w którym mieszkał tamtej zimy. Wielokrotnie do niego wracali, to był ich hotel. Drzwi udekorowane były lampkami, przy recepcji stała ogromna choinka. – Tato, co my tu robimy? – zapytał Jasiu. – Zobaczysz. Kolacja wigilijna miała rozpocząć się o godzinie 16.00. Tomek poprosił panie z recepcji, żeby chociaż na chwilę popilnowały syna, a ten w między czasie przemknął z prezentami. Mieli piękny pokój z wi- dokiem na morze. Szumiały fale. Jasiu stał i patrzył przez okno, w którym odbijało się światło latarni morskiej. – O, tato, patrz, mama do nas mruga! – krzyknął, a Tomek chwycił go za rękę mówiąc: – Mówiłem Ci, że mama będzie z nami już zawsze. Ubrali się odświętnie. Mieli idealnie odprasowane koszule i muszki – jednakowe. Jechali windą do sali, w której za chwilę mieli usiąść do stołu. Panie z recepcji po raz kolejny ich przywitały. Były również pięknie ubrane. I nagle w drzwiach stanęli wszy- scy: dziadkowie, kuzynki, ciocie, którzy z zapalonymi sztucznymi ogniami śpiewali głośno „Sto lat”. Jasiu stanął jak wryty. – Tato, tutaj wszyscy są! – krzyknął i rzucił się w ramiona najpierw jednej babci, potem drugiej. Przy stole zasiadło piętnaście osób. Uśmiechnięci, szczęśliwi, że mogą być razem. W lewym rogu stała wielka choinka. Tomek poszedł położyć pod nią jeszcze jeden drobiazg. Kiedy na salę wkroczył Święty Mikołaj, chłopiec siedział mu na kolanach. Razem rozdawali prezenty. – Tato, to są najlepsze święta i urodziny w moim życiu – krzyknął i podbiegł przytulając go mocno. – Zobacz, jesteśmy razem. Ostatni prezent, dla Kingi, odebrał od Świętego Mikołaja osobiście. Przy stole zapanowała cisza. Powie- dział, że musi na chwilę wyjść, nad morze. Jasiu poszedł z nim. Przykucnął na plaży, z pudełka wyjął pierścionek i powiedział: – Jasiu, już czas zacząć nowe życie, dlatego wrzucę teraz ten ulubiony pierścionek mamy do mo- rza, żeby wiedziała, jak bardzo ją kocham. Ona kochała morze. Usłyszeli tylko plusk. Jasiu chwycił ojca za rękę i powiedział: – Tato, już czas żebyś też był szczęśliwy. Faj- nie, gdybyś miał nową żonę – powiedział pięciolatek i się uśmiechnął. – Mama i tak zawsze będzie z nami… z

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz