SUKCES PO POZNAŃSKU 12/2020
94 | Z KULTURĄ sukces PO POZNAŃSKU | GRUDZIEŃ 2020 JESTEM MUZYKIEM KONCERTOWYM, NA SCENIE CZUJĘ SIĘ JAK RYBA W WODZIE I UWIELBIAM IMPROWIZACJĘ to wspominam, bo to również był koncert na żywo! Faktycznie kreują mnie cały czas teraz na country boya i pytają o czas spędzony w Ameryce. Ja też muszę Cię zapytać o ten american dream. (Śmiech) No właśnie! W Stanach urodzili się moi idole. Tam są moje inspiracje. Jestem również gitarzystą. Śpiewanie z gitarą jest dla mnie bardziej autentyczne. Tak naprawdę studiowałem ten styl muzyczny dobre 20 lat. Zacząłem słuchać muzyki mając jakieś 6 lat. Może dlate- go pierwsze riffy na gitarze były właśnie bluesowe. Ktoś Cię tym zaraził? Chyba to była moja mama – Urszula Lidwin, poznańska wokalistka, która też śpiewała z Krzysztofem Krawczykiem, Ireną Jarocką, w latach 80. wydała płytę „Prywatka z Bol- terem”. Na tej płycie ukazała się piosenka „Daj mi tę noc”. Mama od zawsze zarażała mnie muzyką. Później była moja siostra, która uczyła się w szkole muzycznej. Nie zawsze to- warzyszył nam blues, bo mama była jednak ukierunkowana na pop i śpiewa różnorodną muzykę. Sam sobie wybrałem ścieżkę bluesową i tą drogą kroczę. Dalej tak będę robić, bo już raczej nie wyjdę z kręgu amerykańskiego. Co tu dużo mówić – po prostu czujesz bluesa! Czuję bluesa! To jest bardzo ważne, żeby nie odgrywać dźwięku. Zawsze powtarzam to swoim uczniom, gdy prowadzę z nimi warsztaty gitarowe czy wokalne: trzeba starać się oddać siebie i grać z serca. Jak znalazłeś się w Stanach Zjednoczonych? To był tylko kontrakt czy coś więcej? Później było dużo więcej, niż wcześniej (śmiech). Zo- stałem odnaleziony w Internecie. Wstawiałem filmiki na You Tube. Pewna agencja z Koszalina zadzwoniła do mnie z propozycją, czy nie chciałbym wyruszyć w podróż na statku do USA. To było dość poważne pytanie. Na mój wiek również, bo to było 5 lat temu. Miałem wyjechać na kilka miesięcy – od stycznia do września. Pojecha- łem z kolegą z Polski i dołączyliśmy do amerykańskich muzyków, których było tam 40. To był największy statek Carnivala i największy jaki pływał na Morzu Karaibskim. Jestem zwolennikiem słońca i ciepłego klimatu. Gdy dolecieliśmy do Houston, termometry wskazywały 22 stopnie a na drzewach kwitły cytrusy! Później było już tylko goręcej. Pod względem muzycznym nauczyłem się wiele od amerykańskich muzyków, np. jak grać bluesa nie odgrywając go. To był też czas zwiedzania. Było cudownie. Czy wróciłbym tam? Nie wiem. Teraz tyle się dzieje dobrych rzeczy wokół mnie, że chyba powi- nienem zostać i to wykorzystać. W momencie wyjazdu ze Stanów, chciałem bardzo już wracać. Brakowało mi wolności, bo statek to jednak obiekt zamknięty i ciężko wyjść. W dodatku zgubiłem wizę w trakcie kontraktu – zamoczyłem ją i nie dało się nic przeczytać. To oznacza- ło, że przez dwa miesiące nie mogłem w ogóle wychodzić ze statku. Ja jednak potrzebuję wolności. Myślałem, czy nie wrócić wcześniej. Co prawda na statku miałem wygodnie. Mój pokój był zawsze wysprzą- tany, czekało na mnie śniadanie i inne posiłki. Jedyne, co musiałem zrobić, to być gotowym do grania koncertów 3 godziny dziennie. To praca, która była dla mnie zabawą i wielką przyjemnością. Żałuję, że nie potrafię śpiewać. Ale na statku można też na przykład robić zdjęcia. Co prawda zajmuje to trochę więcej czasu, ale też może być przyjemne i satysfakcjonujące. z
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz