SUKCES PO POZNAŃSKU 12/2022

| GRUDZIEŃ 2022 62 | POZIOM WYŻEJ R uchliwa i bardzo często zatłoczona w godzinach szczytu ulica Piątkowska w Poznaniu. Tutaj, za wysokim murem, mieści się dom macierzysty Zgromadzenia Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej. Duży, ceglasty, zabytkowy budynek, który powstawał na oczach matki założycielki zgromadzenia, przetrwał po- nad 120 lat i służy siostrom i kolejnym pokoleniom ich wychowanek − nastoletnim dziewczętom zgromadzonym w Domu Opiekuńczo-Wychowawczym. Klasztorne mury kryją jeszcze jedyną na terenie poznańskiej archidiecezji opłatkarnię, w której od 1917 roku siostry wypiekają ko- munikanty mszalne, hostie oraz opłatki wigilijne. Prze- wodnikiem po tym miejscu jest dla nas siostra Beata La- skowska, która od 11 lat pracuje przy produkcji opłatków i jest jej kierownikiem. PRACA LUDZKICH RĄK Produkcja opłatków ma kilka etapów. Każdy ma swoje białe, niemal sterylne pomieszczenie, w którym się od- bywa. Od wielu lat siostry używają tego samego przepisu. Proces powstawania zaczyna się w tzw. ciastowni. Z wor- ków mających po 25 kilogramów mąki pszennej, odpo- wiednia jej ilość mieszana jest z zimną wodą w wielkim pojemniku ze stali nierdzewnej z wirnikiem. – Bywa tutaj biało jak w młynie. Z tego też powodu pracujemy na co dzień w białych habitach – przyznaje s. Beata. Po wyro- bieniu ciasta, niczym na pizzę, należy je odcedzić, aby nie było żadnych grudek. – Następnie w wielkich, plastiko- wych wiadrach przewożone jest do kolejnego pomiesz- czenia. Wszystko wymaga sporo siły, więc siłownię mamy za darmo – dodaje z uśmiechem. Następny etap produkcji to pieczenie opłatków na pod- łączonych do prądu prostokątnych urządzeniach przypo- minających gofrownicę. – Z dwóch stron płyty rozgrzane do odpowiedniej temperatury, które z jednej strony są zupełnie gładkie, a z drugiej mają różnej wielkości bo- żonarodzeniowe matryce. Wzory na maszynach do wy- pieku, które odbijają się później na gotowych opłatkach, to chociażby Święta Rodzina w stajence betlejemskiej czy aniołowie pochyleni nad Jezusem. – Pieczenie, którego charakterystycznym elementem jest dźwięk syczenia, trwa od 50 do 60 sekund. Dziś jest zautomatyzowane. Kiedyś wymagało jednak siły, by wszystko robić wła- snymi rękami. Jak kleszcze otworzyło się za wcześnie, opłatek był niedopieczony, pomarszczony. Jeżeli zrobiło się to zbyt późno, to opłatek mógł być zbyt żółty lub za kruchy – podkreśla siostra Beata. Niezmiennie jednak, pod wpływem ciśnienia pary, na brzegach urządzeń poja- wiają się „kluski”. Jak wyjaśnia, to nadmiar ciasta. – Taka niedopieczona, galaretowata maź, którą usuwamy. U nas jednak nic się nie marnuje, więc odbiera je od nas pan, który ma gospodarstwo i karmi nimi zwierzęta – opo- wiada. Po wypieczeniu tzw. plakatów, z których można wyciąć nawet 24 małe opłatki, trafiają one do kolejnego pomieszczenia. CHIPSY PUSTELNIKA Gotowe opłatki na cały dzień wędrują do nawilżarni. Znajdują się w niej regały z żeberkami mieszczące po 400 sztuk „plakatów”. Następnie wkładane są do metalowego pieca – garowni i nawilżane są na zimno. W kłębach pary wchłaniają wodę i lekko wilgotne schną pod czymś cięż- kim, aby się nie odkształciły. Gdy trafiają do kolejnego pokoju pod ostrą gilotynę czy nożyczki, dzięki nawilże- niu, podczas cięcia na pojedyncze duże i małe opłatki, ich brzeg jest idealnie równy i nie sypie się. Co z opłatkami, które nie spełniają wymagań jakości, jakie stawiają sobie siostry? – Można je po prostu zjeść. Podobnie połamane lub obcięte brzegi opłatków nazywamy chipsami pustel- nika, bo nie mają żadnych dodatków. Opłatki święcone są dopiero w kościołach, więc można je chrupać do woli – śmieje się siostra Beata. Ostatni etap prac to pakowanie w komplety i kartony w zależności od specyfiki zamówień. – Dla większości osób opłatek kojarzy się z czymś lekkim, ale kiedy np. parafia zamawia 1000 sztuk, to karton potrafi ważyć kilkanaście kilogramów – zauważa s. Beata. W magazy- nie kilkadziesiąt opisanych kartonów czeka na kuriera Mamy świadomość, ile wkładamy serca i pracy w to, by opłatek powstał. Nasze produkty mają swoją jakość i zamawiający wiedzą, że to, co wyślemy, nie rozpadnie się na drugim końcu Polski w proszek, nim do nich trafi

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz