| GRUDZIEŃ 2023 22 | NA OKŁADCE W tym roku Galeria YES kończy 25 lat. To piękny jubileusz. Ilona Rosiak-Łukaszewicz: Specjalnie na Twoją wizytę wyciągnęłam kronikę galerii, żeby pokazać nasze początki. Kronika prowadzona była w ten sposób wiele lat, do momentu, gdy tradycyjne kronikarstwo wyparte zostało przez prowadzenie strony internetowej wraz z blogiem. A wszystko zaczęło się w 1998 roku… Magdalena Kwiatkiewicz: Mieliśmy wtedy sklep z biżuterią przy ulicy św. Marcin. Jedyną niezagospodarowaną przestrzenią było tam poddasze. W związku z tym, że kocham piękne przedmioty, zresztą wiesz, że od zawsze kolekcjonuję biżuterię i często bywam na różnego rodzaju wydarzeniach, gdzie spotykam jej projektantów, postanowiłam tę przestrzeń przeznaczyć na ich twórczość. Chciałam stworzyć miejsce, gdzie będą mieli możliwość pokazać swoje prace i podzielić się nimi z ludźmi. I właściwie od tego wszystko się zaczęło. Chwilę później przenieśliśmy nasz salon na Aleje Marcinkowskiego, w miejsce, gdzie dziś znajduje się Moliera 2, wydzielając w jego obrębie Galerię YES, która zyskała nawet osobne wejście. Zaczęliśmy organizować konkursy dla artystów i regularne wystawy. Pamiętam, że pierwsza wystawa miała tytuł: „Ona i On”. Pojawiły się na niej kolczyki w kształcie kobiety i mężczyzny, które mam do dzisiaj w swojej kolekcji. Z czasem rozpoczęliśmy współpracę z obecnym Instytutem Biżuterii na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, Galerią Sztuki w Legnicy oraz Stowarzyszeniem Twórców Form Złotniczych. Przychodziło do Was coraz więcej ludzi ciekawych sztuki? MK: Oj, tak! Organizowaliśmy wernisaże, spotkania z artystami, warsztaty, na które przychodziło coraz szersze grono odbiorców. Pokazywaliśmy wystawy indywidualne poszczególnych twórców, ale również zbiorowe wystawy problemowe poruszające jeden konkretny temat. Bardzo ważna była wówczas oprawa każdej wystawy, zresztą dbamy o to do dziś. I z dumą mogę powiedzieć, że tak jak wtedy, tak i dziś nie ma drugiej takiej galerii w Polsce. Nie bez powodu przyjeżdżają do nas ludzie z całego kraju. Tylko jakoś z mediami dzisiaj trudniej się pracuje… Dlaczego? MK: Media zawsze były blisko nas, widząc w działalności galerii to, co my, czyli coś unikatowego, wyjątkowego. My pokazujemy i promujemy sztukę. Nasza galeria jest niekomercyjna, a przy tym pełni funkcję kulturotwórczą, a ludzie wokół niej skupieni budują piękną, kreatywną społeczność. Bo przecież biżuteria to wielka sztuka… IR: Cieszę się, że to zauważasz. Tę tezę potwierdza wiele faktów, jak choćby to, że mamy w Polsce konkurs złotniczy o najdłuższej na świecie, prawie 50-letniej tradycji, a także jedyny w kraju Instytut Biżuterii na ASP w Łodzi, którego podwaliny zawdzięczamy łódzkiej awangardzie. MK: Lena Kowalewicz-Wegner, założycielka Pracowni Drobnych Form – pierwszej w Polsce (1959 r.) placówki zajmującej się kształceniem w zakresie projektowania biżuterii, mówiła zawsze, że biżuteria jest małą formą rzeźbiarską. Mamy tutaj wielką sztukę, ale i małe wyroby rzemieślnicze. Osobiście uwielbiam biżuterię z komunikatem, taką, która opowiada o świecie, o nas, wywołuje emocje. I z tym wszystkim obcować można w Galerii YES. Z drugiej strony całkiem niedawno usłyszałam, że jesteśmy miejscem komercyjnym, dlatego media i instytucje miejskie mniej nas wspierają. To przykre, ale nie na tyle zniechęcające, aby nas w czymkolwiek powstrzymało. Wkładamy w naszą pracę serce, a wszystkie podejmowane inicjatywy realizujemy z pasją. I to się nigdy nie zmieni. IR-Ł: To powód, dla którego rozwijamy nasze media społecznościowe i aktywność z nimi związaną. Pomagają nam one podtrzymywać relacje z przyjaciółmi galerii i miłośnikami sztuki złotniczej oraz wspierają komunikowanie o nadchodzących wydarzeniach. Skupionej wokół galerii społeczności nie trzeba już przekonywać o wartości sztuki złotniczej. Kiedy już ktoś wejdzie do świata nietuzinkowej biżuterii, bardzo szybko zaczyna odczuwać wielką satysfakcję z bycia jego częścią. My zaś jesteśmy szczęśliwi, kiedy otrzymujemy kredyt zaufania i kolejną szansę na poszerzenie naszej galeryjnej rodziny, której wspólnym mianownikiem jest fascynacja pięknem. Jest kilka wystaw, które szczególnie zapisały się w mojej pamięci. Jedną z nich jest „Talizmany. Wystawa biżuterii sentymentalnej”. Ta mnie wzruszyła, bo sama byłam jej częścią. IR-Ł: Również darzę tę wystawą szczególnym uczuciem. To był mój pierwszy zrealizowany w Galerii YES projekt. Zaprosiłam do niego kobiety, również Ciebie, Asiu, aby przedstawiły biżuterię ze swoich szkatułek, ale tylko taką, która ma dla nich wartość ponadmaterialną, sentymentalną właśnie. Wśród prezentowanych obiektów znalazły się m.in. babcine pierścienie, rodzinne klejnoty, ale i wykonane przez dzieci ozdoby z kolorowej włóczki czy pestek. Powstał w ten sposób wzruszający obraz wartości, jaki niesie z sobą biżuteria. MK: Biżuteria ma wiele oblicz, a jednym z nich są emocje, jakie może przywoływać, szczególnie, jeśli wywołane zostały w sposób nietuzinkowy, np. podczas zaręczyn, ślubu czy narodzin dzieci. Słuchając o takich doświadczeniach, których niemym świadkiem jest biżuteria, wzruszam się równie mocno, co osoby o tym opowiadające. Pokazujemy w ten sposób, że nie tylko sztuka złotnicza nas fascynuje, ale przede wszystkim te wartości pozamaterialne, które dzięki nam, osobom noszącym biżuterię, nabierają szczególnego | MATERIAŁ PROMOCYJNY
RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz