SUKCES PO POZNAŃSKU 1/2022

| STYCZEŃ 2022 27 ledwo słyszało się w słuchawce kogoś ze studia, kto cię wy- wołuje. I kiedy ja tak słabo słyszałem, to wydawało mi się, że trzeba krzyczeć, żeby być słyszanym (śmiech). A emo- cje były zawsze, bo ludzie mają potrzebę bycia w grupie, pewnej wspólnoty. Co roku Jurek sprawia, że czujemy się częścią niesamowitej społeczności, że jesteśmy wobec sie- bie równi, oznaczeni czerwonym serduszkiem. Choć ostat- nio ten symbol nabrał innego wymiaru, stał się deklaracją, określa, po której stronie sceny politycznej jesteśmy. Od kilku lat można powiedzieć, że im bardziej władza ata- kuje Jurka i WOŚP, tym więcej jest ludzi, którzy odczuwają potrzebę wsparcia Orkiestry i demonstrowania tego ser- duszka. Zresztą chyba nie ma w kraju miejsca, gdzie tego serduszka nie widziałem. Czy to górskie schroniska, czy dyrektorskie gabinety w szklanych wieżowcach. Mimo wszystko kolejne finały WOŚP, to jed - nak ogromne przedsięwzięcia logistyczne i organizacyjne. Oj, ogromne! A do tego dochodziły szalone pomysły Jurka Owsiaka. Myślę, że WOŚP bardzo zmieniła telewi- zję, zwłaszcza publiczną. Musiała się mocno przestawić, aby robić tak zwariowany program i nadążać za Owsia- kiem. Jurek bardzo często na początku słyszał w TVP„ to się nie uda”. Ale się udawało i kręciło. To jest żywioł, ja się w tym doskonale czułem, ale to była gehenna, jeśli chodzi o pracę operatorów i realizatorów telewizyjnych. Wielu z nich było przyzwyczajonych do tego, że człowiek z mikrofonem stoi i mówi, a nie rusza się. Ja uwielbiałem wchodzić w tłum, między ludzi. Godziny wejść były roz- pisane w ciągu całego dnia, ale bywało, że główny reali- zator, podglądając w Warszawie, co dzieje się w innych miastach, nagle tuż przed wejściem mówił „Poznań, cze- kacie…” i wpuszczał inne miasto. Czasem trwało to do- brych kilkanaście minut. To czekanie na mrozie, to był ciężki kawałek chleba. Mieliśmy tylko półtorej minuty na wejście, które musiało być dynamiczne, miasta w pewien sposób rywalizowały w atrakcjach, a tu czekasz i czujesz, jak schodzi powietrze, adrenalina spada. Zdarzały się też momenty, że byłem na antenie, ale nikt z wozu mi tego nie powiedział, a ja, żeby się rozgrzać wygłupiałem się, skacząc, albo tańcząc i… widziała to cała Polska. Potem musiałem się wszystkim tłumaczyć (śmiech). W takim działaniu na żywo nietrudno o gafy i wpadki, które stają się anegdotami. Ale dopiero po czasie. Kiedy się dzieją, tak różowo nie jest. Pamiętam finał, który prowadziłem w Poznaniu z Agnieszką Zielińską – Miss Polski. Na licytacji pojawiła się laska ówczesnego prezydenta Poznania Wojciecha Szczęsnego Kaczmarka. Nie zdając sobie sprawy, że stoję obok Miss Polski, powiedziałem „co my tu będziemy o ta- kiej drewnianej lasce opowiadać, jak obok jest Agnieszka Zielińska”. Koledzy w wozie transmisyjnym, jak się później dowiedziałem, pospadali z krzeseł. Pamiętam też, jak wymyśliliśmy, że na parkingu przed Zamkiem postawimy karuzelę. Wiadomo, że na zimę wszystkie wesołe miasteczka „się chowają”. Było ciężko, ale udało nam się w końcu namówić na przyjazd właściciela karuzeli, nawet załatwiliśmy transport. Ale w dniu finału był taki mróz, że karuzela zamarzła i nic się nie kręciło. To wszystko dziś już mile wspominam. Z WOŚP spędzi- łem wiele czasu. Od kilku lat już nie organizuję koncertów i nie prowadzę finałów, ale mimo to nadal dzwonią do mnie ludzie z pytaniem, gdzie się zgłosić, aby zagrać z WOŚP. Mówiłem o tym, jak ważne są licytacje, ale ważne są też koncerty. Tam zbierają się ludzie, tam przychodzą wolon- tariusze. Ten show jest potrzebny, bo to sprawia, że ludzie chętniej wrzucają coś do puszki. Przez 25 lat byłeś współodpowiedzialny za brzmienie Radia Merkury. Prowadziłeś znane, dla wielu słucha - czy kultowe audycje: sobotnie Radio Yesterday i poniedziałkowy Koncertowy Zamęt. To nie Ty odszedłeś, tylko się z Tobą pożegnano. Jak wielu innych, nie pasowałeś do nowej układanki. Czy istnieje życie poza radiem? Dla mnie życie radiowca się nie skończyło. 31 października 2016 roku przestałem być pracownikiem Radia Merkury – masz rację, że nie z własnej woli. Ale już 2 listopada po- prowadziłem pierwszą audycję pt. „Mariusz Kwaśniewski na żywo” w klubie Meskalina – była transmitowana w sieci. Pół roku później trafiłem do Radia Afera i tam swoją au- dycję prowadzę do dziś, co tydzień, w niedzielę od 20.00 do 21.00. A więc robię to, co lubię i nadal pracuję przed mikrofonem. Zabawne jest to, że audycję po mnie od 21.00 ma Krzysztof Ranus. A więc się kręci! z Z perspektywy czasu wydaje mi się, że to właśnie licytacje są taką „solą ziemi” WOŚP, tam zdarzają się rzeczy, których nie sposób przewidzieć

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz