SUKCES PO POZNAŃSKU 1/2022

Z SUKCESEM | 77 | STYCZEŃ 2022 znania, to wsiadłem w samochód. Modliłem się tylko, żeby nie zatrzymał mnie żaden patrol. Takich rzeczy było mnóstwo. Pamiętam też któregoś razu, kiedy dosłownie spociłem się ze strachu. Kolega zaprosił mnie na Kocha- nowskiego. W pewnym momencie podczas rozmowy za- pytał: co się tam na waszym terenie dzieje (byłem wtedy komendantem na posterunku w Komornikach) i zabrał mnie do podziemi, gdzie znajdowały się cele. Kiedy tam szliśmy i zamykały się za nami kolejne drzwi, myślałem tylko o tym, że już stamtąd nie wyjdę, że odkryli drukar- nię, że prowadzi mnie do aresztu i tam mnie zamknie. To była bardzo długa droga, a na jej końcu... otworzył drzwi do jednej z cel, gdzie znajdował się cały nakład właśnie wydrukowanej u nas w domu bibuły. Wtedy mnie spa- raliżowało. Jak się okazało się, ktoś doniósł, że w stodole, w której przechowywaliśmy nakład, pędzą bimber. Alko- holu nie było, znaleźli bibułę. Wróciłem do domu sztyw- ny ze strachu. IA: O działalności męża napisał w książce „Buntownicy” brat Jarka Maszewskiego, Andrzej Maszewski. Mieliście dwie córki. Bardzo dbaliście, żeby żadna z nich nie wiedziała o Waszej działalności. Przypa - dek jednak sprawił, że Joanna, mająca wtedy nie - spełna 12 lat, odkryła drukarnię. IA: To była wielka odpowiedzialność i obciążenie dla takiej dziewczynki. Nie mogła nic nikomu powiedzieć. Była wtedy chyba najmłodszym dzieckiem pomagającym w opozycyjnej drukarni i to do końca jej działalności. Za- miast Ją straszyć, postanowiliśmy, że będzie częścią ze- społu i wieczorami, kiedy młodsza siostra szła spać, mała Joasia składała „VETO”, „Folwark Zwierzęcy” i rysowała portrety Wałęsy. AA: Wszystko wtedy opierało się na zachowaniu tajem- nicy. Nie wiedzieliśmy za dużo, by nie zdradzić innych. Dostawaliśmy papier do drukowania, ale nie dociekali- śmy skąd pochodzi. Każdy z nas miał swój odcinek pracy i tyle. Byliśmy odpowiedzialni za to, co robimy, za nasze rodziny, ale też za tych, którzy byli w naszej grupie. Na pytania moich zwierzchników o to, czy na moim terenie są ludzie zagrażający systemowi, odpowiadałem zawsze, że nie ma, że to jest spokojny teren. Działalność rozpo- częliśmy wraz z ogłoszeniem stanu wojennego i zakoń- czyliśmy po jego zniesieniu. IA: Najgorsze dla mnie było to, że często, nawet pod- czas imprez rodzinnych, wśród znajomych, słyszeliśmy niewybredne uwagi, że jesteśmy „czerwoną burżuazją”, że mąż jest milicjantem, że na pewno donosi. W szpi- talu, kiedy wchodziłam do dyżurki, rozmowy się ury- wały, a myśmy nic nie mogli powiedzieć, nie mogliśmy zdradzić się nawet słowem. Łatwo jest oceniać ludzi, nic o nich nie wiedząc. z

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz