SUKCES PO POZNAŃSKU 4/2021

sukces PO POZNAŃSKU | KWIECIEŃ 2021 87 Pan uprawianie akurat takiego sportu? Od dzieciństwa lubiłem oglądać filmy z mistrzami karate czy boksu. Był Bruce Lee, ale przede wszystkim kolejne opowieści o Rocky’m Balboa. W wieku 10–11 lat wraz z kolegami na wsi pod Złotowem, gdzie mieszkałem, or- ganizowaliśmy sobie takie bokserskie pojedynki. Potem, mając 14 lat, rozpocząłem treningi w klubie kick-boxer- skim w Złotowie, bo nie było sekcji pięściarskiej. Ta rywalizacja, adrenalina bardzo mi się spodobały i dlatego pilnie trenowałem. Dzisiaj z perspektywy 20 lat w sporcie full kontaktowym mogę powiedzieć, że najważniejsza jest psychika. Na samym początku trzeba zdać sobie sprawę, że nie jest się mistrzem i że wracając z treningu z sinia- kami, trzeba to przyjąć na klatę i traktować, jak zdoby- wanie doświadczenia. Taka jest droga do tego, żeby nie wracać poobijanym z treningu, tylko żeby sparingpart- nerzy oglądali swoje siniaki. Jestem w pełni świadomy, że jeszcze nie raz, mimo że jestem Międzynarodowym Mistrzem Polski i od 5 lat nie przegrałem walki, trafię na kogoś, kto postawi mi bardzo trudne warunki w ringu i trzeba będzie sobie z tym poradzić, nie tylko pięściami, ale także, a może przede wszystkim głową. Bywa tak, że wracasz do domu nabuzowany złą energią, bo sparing nie wyszedł, bo trening poszedł nie tak i kilka niepo- trzebnych słów wywołuje ciąg zdarzeń w domu i ciche dni z moją ukochaną żoną Natalią. Boks uczy pokory, determinacji i codziennej pracy nad formą, ale i psychi- ką. Tylko wtedy osiągnie się sukcesy i równowagę między sportem a życiem rodzinnym, które również pozwala na osiąganie sukcesów. To sprzężenie zwrotne. Tego trzeba się nauczyć. Wielu kolegów bokserów, fachowców i Pana sympa - tyków mówi, że jest Pan absolutnym pracusiem… Nie będę ukrywał, że tak jest. Kolejne lata nauczyły mnie, że bez mrówczej pracy nie ma wyniku. Im ciężej pracuję, tym mniej zdrowia tracę w ringu podczas springów i walk. Wspomniał Pan o swojej żonie Natalii. Jak Ona odbiera moment, kiedy mąż staje w ringu i – jak Pan to nazwał – dostaje „wciry”. Jakie targają Nią emocje? Od dzieciństwa wiedziałem, czego chcę i zdawałem sobie z biegiem czasu sprawę, że moja partnerka musi zaak- ceptować moją życiową pasję. Wiedziałem, że nie uda się i nie będzie możliwy związek z kobietą, która będzie stawiać ultimatum – albo ona, albo boks. Wybór wtedy może być tylko jeden. Miałem szczęście, bo trafiłem na partnerkę, która bardzo mnie wspiera w tym, co robię. Powiem Panu coś. Natalia szukała partnera sportowca, OD DZIECIŃSTWA LUBIŁEM OGLĄDAĆ FILMY Z MISTRZAMI KARATE CZY BOKSU. BYŁ BRUCE LEE, ALE PRZEDE WSZYSTKIM KOLEJNE OPOWIEŚCI O ROCKY’M BALBOA bowiem Jej najbliższe koleżanki takich facetów spotkały. No i Jej też się udało! Jest ze mną, mega mnie wspiera, a co więcej – jest moim krytykiem, co niezwykle napędza mnie do dalszej pracy. Są takie momenty, nawet po wygranych walkach, kiedy schodzę z ringu i popatrzę na Nią, i wiem, że mogło być lepiej. Początkowo się bunto- wałem, ale dzisiaj zdałem sobie sprawę, że to wszystko ma mnie zmotywować, by być jeszcze lepszym. A jakie emocję Nią targają? To chyba tylko Ona może opowie- dzieć. Żona jest mocnym filarem w budowaniu Pana kariery. Na tyle mocnym, że tworzycie wokół siebie bardzo fajną atmosferę i grupujecie coraz większe grono kibiców. Razem budujemy mój wizerunek w social mediach. Uznaliśmy, że nikt tego nie zrobi lepiej niż my sami. Możemy być autentyczni, niewyreżyserowani. Ciężar spoczywa głównie na żonie, bo ja udzielam się na sali, a Ona to dokumentuje i promuje. Przełamała moje ba- riery. Nie lubię, kiedy ktoś przygląda się moim trenin- gom, a Natalia przekonała mnie, że tak robią najwięksi sportowcy, największe gwiazdy, które dzielą się tym, co robią, budując coraz większe grono prawdziwych fanów. Dzisiaj nie mam już oporów, by skrócić dystans między sobą a kibicami. Przekonałem się, że to jest to, co fani najbardziej kochają, czyli zaplecze sukcesu – krew, pot i łzy, jakie rodzą w czasie katorżniczych treningów. Elementem tworzenia Pana wizerunku jest także działalność charytatywna. Jest Pan Ambasadorem Drużyny Szpiku. Wiem jednak, że nie tylko chodzi o wizerunek. Oczywiście, że nie. To wynika z empatii, jaką mamy. Lubimy, chcemy i stale będziemy pomagać, bez względu jak potoczy się moja dalsza kariera sportowa. Wspieramy

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz