SUKCES PO POZNAŃSKU 4/2022

POZIOM WYŻEJ | 55 | KWIECIEŃ 2022 Natalii Popovej udało się zorganizować transport zwierząt w Ukrainie. Po drodze, niestety, natknęli się na rosyjskie czołgi. Kierowca uciekł, a Ona sama musiała jechać po ten samochód J est bardzo zmęczona. Niedospana, wykończona emocjonalnie – tak jak oni wszyscy. Udało się ode- brać pierwszy, drugi, trzeci transport. Załatwić nie- możliwe. Znalazła jednak czas, by pomiędzy transportem, a załatwianiem kolejnego opowiedzieć, jak wygląda rato- wanie zwierząt z ogarniętej wojną Ukrainy. Jest wszędzie tam, gdzie trzeba zrobić dokumentację i odpowiada na dziesiątki pytań dziennikarzy z całego świata. – Dlaczego ratujemy zwierzęta? Bo to potrafimy – odpowiada Małgo- rzata Chodyła, rzeczniczka prasowa Ogrodu Zoologicz- nego w Poznaniu. Spadają pierwsze bomby i? Małgorzata Chodyła: Pomyśleliśmy wtedy: ludzie się pa- kują i uciekają, ale co ze zwierzętami, które są w ogrodach zoologicznych i w azylach? W nieco lepszej sytuacji były zwierzęta domowe. Dzięki inicjatywie polskiego Głównego Lekarza Weterynarii, zmieniono procedury i umożliwiono uchodźcom przybywającym do nas zabieranie zwierząt ze sobą. Zaczęliśmy się zastanawiać, co z zapasami jedzenia dla tych w niewoli? Karma dla roślinożernych to nie problem. Można zgromadzić jej duże ilości, ale dla drapieżników jedzących tylko mięso można mieć tyle zapasów, ile po- mieszczą zamrażarki. Każdy ogród trochę ich ma, ale prze- konaliśmy się w czasie lockdownu, że nie jesteśmy w stanie zrobić więcej zapasów niż na tydzień lub dwa. Wiemy też, że podczas wojny najszybciej kończy się paliwo. Wiele in- stytucji działa tak, że jak nie ma paliwa, to nie ma prądu, a jak nie ma prądu, to nie ma wody i ogrzewania. To są ko- lejne ogromne zmartwienia. Myśleliśmy, co możemy zro- bić. Pierwszy pomysł to wysłanie zapasów, ale kto będzie je woził? Zaczęliśmy dzwonić, pisać, pytać, czego potrzebują. Dostaliśmy odpowiedzi, że pracownicy zostają w zoo i będą zwierząt pilnować. W tym samym czasie odezwali się do nas opiekunowie z azylu z Belgii, że są w kontakcie z Natalią Popovą, ko- bietą, która prowadzi azyl dla zwierząt koło Kijowa i ma tam: konie, łosie, lisy, jenoty, psy, koty, ale też lwy i tygry- sy. Przekazywali je ludzie, którzy wcześniej mieli je w do- mach, ale widząc, co się dzieje, szykowali się do ucieczki, a drapieżników zabrać nie mogli. Natalia już kilka mie- sięcy wcześniej rozpoczęła procedurę przekazywania ich do azylów w Belgii i w Hiszpanii. Przygotowywane były dokumenty, zwierzęta zostały częściowo zaczipowane, ale kiedy przyszła wojna, wszyscy mężczyźni pracujący u niej, wraz z lekarzem weterynarii, poszli do wojska. Zo- stała ze wszystkim sama, bo przecież instytucje przestały działać. Zwróciła się do azylów po pomoc, a oni zapy- tali o możliwości Ewę Zgrabczyńską, dyrektorkę naszego ogrodu. To był nie tylko problem przekroczenia grani- cy kraju, który jest w stanie wojny, ale też granicy Unii Europejskiej. Transport transgraniczny zwierząt z kraju spoza Unii, to jest duży problem w czasach pokoju, a co dopiero, kiedy trwają działania wojenne. Nie można przygotować dokumentów nadania zwierząt, bo nie dzia- łają odpowiednie instytucje. Jest problem z kontaktem, bo nie zawsze działają telefony, nie zawsze jest Internet i można odebrać maila, a co dopiero zbierać pieczątki po urzędach. Ale wy sobie poradziliście… Od początku pani dyrektor Zgrabczyńska była w kontakcie z Głównym Lekarzem Weterynarii, z osobą kluczową, jeśli chodzi o wjazd zwierząt do Polski. Na granicy są jeszcze dwie inne służby: Straż Graniczna i Służba Celna. To jest sytuacja nadzwyczajna. Zaczęliśmy działać z Ministerstwem Rolnictwa i Finansów, a także z kontrolą CITES. Na wniosek pani dyrektor, kiedy powiedziała, że będą transporty zwie- rząt chronionych, m.in . lwów i tygrysów, 3 marca o godz. 8:30 na stronie Ministerstwa Finansów ukazało się rozpo- rządzenie o wprowadzeniu uproszczonej procedury wjazdu dla zwierząt objętych ochroną CITES. W skrócie mówiąc, zwierzęta te w czasie trwania stanuwojny, mogą przekraczać granicę, a dokumenty można wypełniać później. Co wtedy czuliście? Długo można o tym opowiadać, to były niezliczone godziny spędzone przy telefonie, komputerze, setki maili. Cztery dni pracy bez przerwy. Prawie nie spaliśmy. Huśtawka emocji – od euforii, że udało się coś, co wydawało się niemożliwe, po załamanie, kiedy kilka godzin później okazywało się, że jest gorzej, niż zakładaliśmy. Niesamowite było to, że Natalii Popovej udało się zorganizować transport zwierząt w Ukra- inie. Po drodze, niestety, natknęli się na rosyjskie czołgi. Kie- rowca uciekł, a Ona sama musiała jechać po ten samochód. Nie mieliśmy z Nią kontaktu, nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Koszmarna noc z czarnymi myślami. Rano oddzwoniła, że znalazła innego kierowcę. Poprosiliśmy, żeby wysłała nam

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz