SUKCES PO POZNAŃSKU 10/2022

82 | Z KULTURĄ | PAŹDZIERNIK 2022 studentem. W tym okresie trafiłem do Teatru Pantomimy Nurt, a potem do Maya. Wybierałem wtedy jeżdżenie i poznawanie z teatrem czegoś nowego, a nie siedzenie przez pięć godzin dziennie pięć dni w tygodniu przez pięć lat i słuchanie wykładowców. To spowodowało, że bardzo długo studiowałem. Były takie momenty, że chodziłem do dziekanatu zapytać, na którym jestem roku. Wyjeż- dżałem na parę miesięcy i wracałem naładowany przez inny świat. U nas było buro, ciemno, a tam wesoło, kolo- rowo. Europa była zaczarowanym światem dla nas wtedy. Nie ma się co dziwić, że taki świat i takie życie ku - siło młodego człowieka. Oj, kusiło, kusiło. Zjechaliśmy wtedy Europę wzdłuż i wszerz. Poznawaliśmy mnóstwo ludzi, świrusów pozy- tywnie zakręconych, którzy w kontekście tamtych lat byli wolni, a u nas paszporty, pozwolenia, biurokracja... Praca w teatrze pozwoliła mi także zorganizować mnóstwo wy- staw za granicą. Znalazłam informację, że namalował Pan ponad 900 obrazów. Czy można tak przeliczyć dorobek artysty? Nie, oczywiście, że nie. Zacząłem numerować swoje ob- razy, bo kiedyś fotografowanie nie było tak dostępne, jak teraz, a chodziło o to, by móc odnaleźć poszukiwany ob- raz. W moim katalogu szukałem po numerze i tak zosta- ło. Teraz każdy ma przy sobie aparat fotograficzny w tele- fonie. Jest inaczej, ale numerowanie zostało. Nie chodziło mi o bicie żadnego rekordu. Talent plastyczny ma Pan w genach, odziedziczył go Pan po tacie. Ponoć. Ojciec był malarzem sakralnym. Malował w ko- ściołach świętych. Jako dzieciak jeździłem z nim. Wcho- dziliśmy bez zabezpieczeń na rusztowania. Dzisiaj to pewnie wszyscy by siedzieli za taki stosunek do BHP. Po- czątków mojej fascynacji upatrywałbym w zapachu farb, który mnie otaczał. Ojciec katował mnie i moje rodzeń- stwo malowaniem nam portretów. To było dla nas bardzo uciążliwe i nudne zajęcie. Jako mały i chyba złośliwy dzie- ciak podkradałem ojcu farby i kiedy nie widział, doma- lowywałem wielkie, czarne oczy dzieciom na portretach. To niekoniecznie mu się podobało. Można powiedzieć, że od początku miał Pan swój styl. Wyrabiałem go wtedy, można powiedzieć. Potem przy- szło liceum, okres buntu. Naczytałem się książek o bohe- mie francuskiej i paryskiej. Nie chciałem siedzieć w Po- znaniu, tylko uciekłem do Krakowa. Wróciłem na prośbę mamy. Uważam, że los potraktował mnie bardzo łagod- nie za to, co w życiu wyczyniałem. Był Pan kreatywnym młodzieńcem. To bardzo delikatne określenie. Trochę widać to w Pana malarstwie, że jest Pan ta - kim „łobuzem”. Ja to nazywam inaczej: starczym ADHD. Dlatego jest ta różnorodność tematów, technik. Stale mnie coś gna. Za- zdroszczę moim kolegom, że potrafią w spokoju siedzieć nad jedną rzeczą tygodniami. Ja tak nie potrafię. U mnie jest za dużo emocji. Pana w życiu „nosi” i stale Pan szuka nowych wyzwań: od projektu i stworzenia statuetki na festi - wal po naścienny, ceramiczny wystrój Term Maltań - skich. Ciągle Pan szuka. Chyba tak jest. Ten ceramiczny wystrój Term Maltań- skich został przeze mnie zrobiony, bo artysta też człowiek i czasem jeść musi. Jednak potem okazało się, że polubi- łem ceramikę. Dla mnie jest to odkrywanie nowego świa- ta i za każdym razem niespodzianka, bo nigdy się nie wie, co wyjdzie po wypaleniu, jakie będą kolory. To za każdym razem odkrywanie czegoś nowego, innego, niespodzie- wanego. A co do wyzwań, to mówiłem, że starcze ADHD. Jakie ma Pan kolejne projekty w planach? 26 września w Teatrze Nowym wernisaż moich prac, któ- re następnie zostaną wystawione w Tibilisi w Gruzji. Jadę tam na dwa tygodnie. Dla mnie to niesamowita przygo- da. Mogłem wybrać pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a właśnie Gruzją i ten projekt wydawał mi się ciekawszy. Niewiele wiem o tym kraju, ale jadę tam z człowiekiem, który był tam kilkadziesiąt razy, poznał ludzi, kulturę. Mam nadzieję, że dzięki niemu Gruzja stanie mi się bliż- sza. A potem, mam nadzieję, zabiorę się za projekt, o któ- rym myślę już od dłuższego czasu. To malowanie wiel- kich obrazów na oczach ludzi. Na przykład zaproszonych 10 artystów, którzy na płótnie 2 na 6 metrów przekazują swoje różne emocje. Każdy pracuje inaczej i można to podejrzeć. Niewiele osób może wejść do pracowni arty- sty, żeby popatrzeć na jego warsztat twórczy, tym bardziej kiedy obraz jest tak duży. Tutaj byłaby taka możliwość. Pomaga Pan wielu organizacjom. Napatrzyłem się w życiu i wiem, jak czasem ludziom jest trudno z różnych względów, dlatego pomagam. Daję ob- razy na aukcje, ale też np. przez trzy lata prowadziłem projekt artystyczny w Monarze w Rożnowicach. Fajnie jest pomagać. Ma Pan swoje ulubione miejsce w Poznaniu? Nie. Nie mam takiego, chyba za bardzo mnie gna, żebym tak stale wracał w jedno miejsce. z

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz