SUKCES PO POZNAŃSKU 12/2022

| GRUDZIEŃ 2022 82 | W PODRÓŻY POZNANIANKA NA Siedziałam przy stoliku, popijałam pyszną kawę cynamonową, gdy zobaczyłam w drzwiach uśmiechniętą i energiczną blondynkę. Moja intuicja od razu podpowiedziała mi, że to Aleksandra Diaz Dos Santos – poznanianka, która od ponad sześciu lat mieszka na Wyspach Zielonego Przylądka. Chciała pomagać, jednak Wyspy i ludzie zatrzymali ją tam na zawsze. W tej chwili Cabo Verde nazywa swoim domem, jednak nie zapomina o Poznaniu, w którym urodził się jej syn. TEKST: ANNA JASIŃSKA-PAWLIKOWSKA | ZDJĘCIA: ARCHIWUM BOHATERKI Byłaś pierwszą Polką, która zamieszkała na Wy- spach Zielonego Przylądka? Aleksandra Diaz Dos Santos: Byłam druga. Kilka lat wcześniej na wyspie Sao Vicente zamieszkała Emilia. Mówimy oczywiście o Polkach, które faktycznie zdecy- dowały się tam osiedlić, a nie o rezydentach, którzy przy- jeżdżają zwykle na kilka miesięcy z biurem podróży, by zarabiać na życie. Byłam pierwszą Polką, która na stałe zamieszkała na wyspie Sal – to najpopularniejsze miejsce pod względem zainteresowania naszych rodaków i to tu- taj najsilniej rozwija się turystyka. Co Cię skłoniło do wyjazdu do tak odległego zakąt- ka, daleko od rodziny, przyjaciół? Od zawsze fascynowała mnie Afryka – ludzie, zwierzęta i natura. Jeszcze jako mała dziewczynka fantazjowałam, że mam loki i śniadą cerę. Gdy dorastałam, coraz bardziej in- teresowałam się Czarnym Lądem. Zaczęłam szukać, w jaki sposób można wyjechać na misję. Usłyszałam o zakonie sa- lezjanów. Uczyłam się w IX LO w Poznaniu, więc byliśmy sąsiadami. Chodziłam do nich na spotkania koła misyjnego. WPoznaniu działa również Akademickie KołoMisjologicz- ne. Słuchałam opowieści doświadczonych misjonarzy i tyl- ko upewniałam się w przekonaniu, że chcę zostać jednym z nich. Miałam wówczas 16 lat. Niestety, byłam wtedy za młoda, a zaraz po maturze wyjechałam na studia do Anglii. Misja pozostała moim niespełnionymmarzeniem do czasu, aż okazało się, że moja sytuacja po zakończeniu studiów i otwarciuwłasnej firmy wPortugalii pozwalami na taki wy- jazd. Byłam zmęczona po ciężkim sezonie w pracy (praco- wałam jako przewodnik w Portugalii i chciałam odpocząć). Wraz z Magdą, koleżanką po fachu, poleciałam na Cabo Verde, żeby zregenerować się i nabrać wiatru w żagle. Chcia- łamsprawdzić, jak naprawdę wygląda tamżycie. Poprosiłam lokalnego przewodnika, żeby zawiózł nas do najbiedniejszej dzielnicy, daleko od linii brzegowej wypełnionej luksusowy- mi hotelami. Obraz, który tam zobaczyłam, dogłębnie mną wstrząsnął. Dzieci nie miały butów, były brudne. Świetlica w ogóle nie przypominała budynku. To były płachty mate- riału, folie. Poczułam, że jestem w miejscu, w którym być CABO VERDE

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz