Horse&Business Magazine 1/2021

HORSE & BUSINESS CELEBRITIES grotołazem. I to była w sumie chyba jego pierwsza i jedyna lekcja jazdy konnej. A Ty? A.L-G.: A ja byłam dzieckiem pokazowym. Moja mama prowadziła kursy jeździeckie wieczorową porą, 2-3 godziny popołudniowe. Nie było hali, błoto po pęciny i tak się jeździło w tym peletonie, a moja mama używała mnie do prowadzenia zastępu. Był koń, który z bacikiem chodził tylko pode mną, żaden z kursantów nie był w stanie go uruchomić, stary cwaniak, więc szłam na czele, prowadząc tych trenujących. A ja ponieważ byłam śpiochem, to zdarzało się, że przy 2-3 grupie potrafiłam już zasnąć na tym koniu i zsunąć się do tego błota. Trzeba mnie było potem rozebrać, wyczyścić. Tych takich godzin nieformalnego treningu miałam już trochę wyjeżdżonych, ale rekreacja to jest zawsze neverending stories. Pierwsze zawody? A.L-G.: Czekałam na nie, miałam chyba 12 lat. Zgoda rodziców, pojechałam na ogólnopolską spartakiadę dzieci i młodzieży w sportach letnich. Trafiłam do WKKW. Gdzieś tam jeździłam w lesie amatorsko z harcerzami jakiś cross, coś wiedziałam o czworoboku. Moje przygotowanie nie było adekwatne. Ale odwagi mi Ewę Brzozowską-Maciągiewicz. Ona mnie pilnowała, nauczyła mnie prawidłowego dosiadu. Po rekreacji trafiało się do sekcji ujeżdżeniowej i do skakania była daleka droga. Rękawiczki wyprane, buty wyczyszczone, kłanianie się. Cały savoire-vivre jeździecki. Więc jak ja słyszałam, że oni skaczą na parkurze obok, a ja na tym czworoboku ujeżdżeniowym, to tam mnie krew czasem zalewała. Nerwowo przejeżdżałam to L1, może się załapię, ale nic z tego, bo nawet początek miałam zły. Ukłon niewłaściwy, rączka za nisko i zapomnij o skokach, póki nie wypracujesz standardów. Z perspektywy czasu uważam, że to była bardzo istotna lekcja, bo usadziła mnie w tym siodle. Zwłaszcza że na tamtej spartakiadzie były dwa czworoboki do pojechania i dopiero można było skakać, więc ta nauka nie poszła w las. Byłaś uparta? A.L-G.: Byłam. Rano kochałam jeździectwo, potem szkoła, popołudniami treningi, wracałam i nienawidziłam koni, a od rana miłość i znów to samo. Trudno mnie było zniechęcić. Młoda głowa to jest pewnego rodzaju abstrakcja. Mimo że inni błędy już popełnili i mogą się z nami podzielić tą wiedzą – ja przecież sama teraz chętnie doradzam i podpowiadam, co można zrobić inaczej, bo już człowiek ma swoje i lata, i kontuzje – nigdy nie brakowało. Nie zniechęciło mnie to. Byłam też wprawiona – bo organizacja jazd wyglądała inaczej niż obecnie. Trzeba było sobie załatwić, żeby ktoś przyniósł siodło, ktoś na tego konia musiał mnie wrzucić, nie było schodków, konie same duże, popręgów nie dociągniesz, siodło ciężkie. Nie było kucyków. Konie zrzucające, niechodzące, próbować można było zawsze. Zahartowałam się. Dziś jak patrzę na młodych adeptów jeździectwa to widać, że tej zaprawy brakuje – wyjście poza strefę komfortu jest czasem granicą nieprzekraczalną. A to jest jednak jeździectwo. I wybrałaś skoki? A.L-G.: Miałam dobrego nauczyciela ujeżdżenia, ś.p. p. to część tematów trzeba przerobić jednak samemu. Samemu spaść, samemu przegrać, samemu odżałować. Istniało dla Ciebie coś poza jeździectwem? A.L-G.: Miałam moment, że byłam obywatelem świata. Zawody zagranicą? Proszę bardzo. Pakowałam się i jechałam. Teraz to nie taka prosta sprawa, bo mam 2 małe księżniczki w domu. To poczekaj, te jeździeckie księżniczki omówimy za chwilę, ale powiedz – z perspektywy czasu – co zdecydowało o tym, że zostałaś dwukrotną Mistrzynią Polski w skokach przez przeszkody i jak dotąd jesteś jedyną kobietą z tym tytułem? 15

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz