Horse&Business Magazine 2/2021

46 HORSE & BUSINESS mieli naszą drużynę skoczków na Igrzyskach Olim - pijskich w Tokio. Olimpijczycy to bohaterowie kraju, część historii. Wie Pani, o politykach się zapomina, ale o mistrzach olimpijskich nigdy. Jak daleko według Pana są polskie skoki od Olimpiady? J.L.: Nie mamy potencjału końskiego, żeby być w pierwszej dziesiątce. Zawodnicy są świetni, ale koni nie ma. Idziemy pomału w dobrym kierunku, ale jest to bardzo wolne tempo. Zachód ma nad nami prze - wagę nie tylko finansową, ale i technologiczną. Każdy zawodnik musi mieć po 4-5 topowych koni, żeby móc walczyć na światowym poziomie. Niestety, właściciele koni w Polsce nie są na tyle zamożni i często, gdy trafia się kupiec, to od razu sprzedają konia, najczęściej za granicę. Jak ktoś oferuje Tobie milion dolarów czy euro to jest to suma, której w Polsce nie odmawia się. Jutro ten koń może już nie chodzić, może złapać kontuzję. To jest ryzyko, którego jeszcze nie możemy podjąć. Nieraz były takie sytuacje, że zawodnik pakował się na mię - dzynarodowe zawody, a w tym czasie zadzwonił wła - ściciel, że właśnie sprzedał konia i ma zostać w stajni. Dlatego zawodnicy inwestują też w swoje konie, żeby nikt ich im nie zabrał. Jakie według Pana może być rozwiązanie tego pro- blemu? Ciężko wpłynąć na szybkie bogacenie się naszych obywateli, ale też trudno wymagać od samych zawodników, aby wszystko spoczywało na ich barkach. Co możemy w obecnej sytuacji zrobić? J.L.: Najlepsi polscy jeźdźcy muszą jeździć na najlep - szych koniach, jakie mamy dostępne w Polsce, a tych jest w Polsce może z 10. Powinni dostawać te konie od hodowców i od ludzi zamożnych, którzy chcą się w to bawić i będą mieli z tego satysfakcję. Klub powi - nien zrzeszać najlepszych zawodników, reprezentować ich, a oni powinni reprezentować klub. Tak się two - rzy markę i jakość klubu. Na razie takich klubów jest w Polsce kilka – oprócz Agro-Handlu, HEAA Turek Państwa Opłatków czy Melloni Horses Pana Mieleń - czuka. Ludzi zamożnych trzeba pozyskiwać i zachęcać do inwestowania w sport. Człowiek robiący interesy nie lubi przegrywać i nie lubi czuć, że ktoś go oszukał. W tym sporcie niestety było kilka takich sytuacji. Jak kupujesz konia za milion złotych, a on przegrywa i zaj - muje miejsca za koniem, który kosztował 35 tysięcy złotych to czuje się oszukany i boli go, że wydał nie - potrzebnie tak duże pieniądze. Ja nie kupuję goto - wych koni tylko hoduję lub kupuję od źrebaków. Jeśli nawet coś nie wyjdzie z jednym koniem i okaże się, że nie nadaje się on na wysokie konkursy, to go sprze - dam i mam inne konie. Jak sam Pan wspomniał, od początku funkcjono- wania stajni inwestował Pan w konie – najczęściej źrebaki. Przyszedł jednak czas, w którym również Pan zajął się hodowlą. W zeszłorocznych Mistrzo- stwach Polski Młodych Koni Cohiba L pod Dawidem Skibą i Lancelotto L pod Szymonem Tęczą zajęły dwa pierwsze miejsca w kategorii sześciolatków. Skąd czerpał Pan wiedzę hodowlaną? J.L.: Ja o koniach nie miałem zielonego pojęcia. Wiem, jak robi się sport, ale jako hodowca koni byłem na etapie zero, a może nawet mniej (śmiech). Hodowlą zająłem się dla przyjemności. Czuję satysfakcję, gdy moje konie wygrywają różne konkursy, w tym konkursy zaliczane do światowego rankingu. Należę do związku holsztyń - skiego, westfalskiego, KWPN, więc często jeździłem do Niemiec na spotkania i szkolenia. Bardzo mnie to

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz