Horse&Business Magazine 2/2024

2/2024 117 H&B FELIETON W ostatnim czasie odbyłam kilka bardzo ciekawych rozmów na temat pasji, hobby, sportów, które ludzie uprawiają z przyjemnością, z mniejszym lub większym zaangażowaniem, rekreacyjnie, ale też sportowo. Ciekawym spostrzeżeniem było to, że nie każde hobby determinuje i definiuje człowieka… a w przypadku koni jest jeszcze inaczej. Ile razy jako dziecko czy nastolatka byłam opisywana jako „ta od koni”? Wiem, że nie tylko ja, bo przecież wiele razy zdarzyło mi się słyszeć „ta od śpiewania” albo „ten od judo”? Zaczęłam się jednak zastanawiać, czego przez ten cały czas nauczyły mnie konie, skoro ta przygoda trwa już 20 lat. I tak, wnioski są jasne – ukształtowały mój charakter, jednak w różnym wieku dawały i uczyły mnie czegoś zupełnie innego. Gdy byłam dzieckiem, konie, jeździectwo było dla mnie wymarzonym hobby, chociaż nie tak dostępnym, jak wtedy bym chciała. Dużo pracowałam jako pomoc w stajni, aby w zamian pojeździć konno przez godzinę w tygodniu, czyli więcej, niż obejmował mój karnet na jazdy. Pamiętam dokładnie dojazdy rowerem… w zimnie i mrozie, bo nikt, poza mną, nie chciał brać „porannej zmiany” w stajni, czyli w soboty na 7.00 rano. Determinacja, zaangażowanie i pracowitość to cechy, które od razu przychodzą mi do głowy, gdy o tym myślę. Czy konie mnie tego nauczyły? Na pewno wzmocniły i wykreowały te cechy na dominujące w moim charakterze. Gdy byłam trochę starsza, z końmi kojarzą mi się głównie ogniska, nowi ludzie oraz obozy. Otwartość, ciekawość świata, akceptacja to cechy związane z tym okresem, które przychodzą mi na myśl. Poznałam wtedy bardzo dużo różnych pasjonujących ludzi, co ciekawe – teraz już rzadko związanych z końmi. Niektórych nadal obserwuję na profilach społecznościowych. Wciąż są to charyzmatyczne osoby, podróżujące po całym świecie, produkujące rozmaite ciekawe produkty, zajmujące się fizjoterapią itd. Część z nich, która „została” z końmi, współpracuje również ze mną. Niesamowite jest patrzeć na te znajomości z perspektywy, że to właśnie konie nas gdzieś połączyły. Konie były wówczas spoiwem życia towarzyskiego, wyjazdów na rajdy czy w teren. Później jednak przyszły ambicje. I tutaj zaczyna się czas studiów i późniejszego życia, gdzie konie postanowiły być już nie tylko dodatkiem do codzienności, a jego sensem. Uczelnia, praca i stajnia to główne trzy miejsca, w których spędziłam podobno najbardziej imprezowy czas życia. To, czego nauczył mnie ten czas, to przede wszystkim, że każdy ma swoje ograniczenia czasowe, finansowe, fizyczne, ale też że warto walczyć o siebie i swoje marzenia. Początkowo trudno pogodzić się z faktem, że – mimo chęci i zapału – nie jesteś w stanie utrzymać konia i jeździć tak, jak sobie marzysz, więc po raz pierwszy w życiu stajesz przed wyzwaniem sprzedaży przyjaciela. Równie trudno jest przyjąć do siebie fakt, że na olimpiadę to jednak nie pojedziesz. W trakcie tych bolesnych zderzeń z rzeczywistością pojawiły się nowe znajomości, znacznie różniące się od poprzednich związanych z końmi. Wtedy też zrozumiałam, że nie samo jeździectwo, a konie są tym, co lubię. Szukałam więc innej ścieżki życia z nimi. Poznałam grono profesjonalistów w swoich dziedzinach, dużo się od nich uczyłam nie tylko jeździectwa, ale też obejścia z koniem, które znacznie różniło się od tego, co znałam. Opieka nad kulawym koniem była tym przełomowym momentem, który poszerzył horyzont myślenia o dobrostan i fizjoterapię koni. Otworzyły się, wtedy jeszcze mało popularne, drzwi do profesjonalnej opieki nad naszymi wierzchowcami. Jak się okazało, były to z czasem też drzwi do regularnej jazdy, prawdziwej przyjaźni i pracy na własnych zasadach. W tym ostatnim okresie, który trwa do dziś, mogę jednoznacznie stwierdzić, że konie nauczyły mnie pracy zespołowej: niezależnie od tego, czy w fizjoterapii, czy w pracy w siodle – z koniem zawsze trzeba współgrać, czasem trzeba być liderem, czasem partnerem. Należy jednak wiedzieć, kiedy ta rola powinna się zmieniać, czyli czuć, skupiać się i być tu i teraz. Konie uczą emocji przez to, że same doskonale je rozpoznają i okazują. Okazują w często nietuzinkowy sposób – wtedy przydaje nam się opanowanie oraz umiejętność pokonywania strachu, której z czasem też się nauczyłam. Mam poczucie, że zawdzięczam koniom więcej, niż mi się kiedykolwiek wydawało. Poza wdzięcznością, którą teraz czuję, że mogę i chcę z nimi żyć, mam też w sobie dużo przemyśleń, gdzie moje życie byłoby obecnie, gdyby nie ten pierwszy obóz jeździecki, na którym moje oczy zaświeciły się na widok kucyka. CZEGO UCZĄ MNIE KONIE Elwira Trzewiczyńska Zoofizjoterapeuta Fot. AdobeStock/juanorihuela

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz