Horse&Business Magazine 2/2024

84 2/2024 H&B OPIEKA stwarzała też inne możliwości – zawodnicy zatrudnieni w tych miejscach jako jedyni mieli możliwość wyjechania za granicę i podpatrzenia, jak radzą sobie ich koledzy zza żelaznej kurtyny. Przywożąc te obrazki w głowach, nierzadko edukowali swoich kolegów kowali, opowiadając, co robią z kopytami Niemcy, Francuzi czy Holendrzy. W czasach bez Internetu, z problematycznym dostępem do literatury, była to wiedza bezcenna. Specjaliści z Jaszkowa Państwowa stadnina prowadziła też ogromną hodowlę – nawet setki matek rodziły co roku źrebaki, a te też miały kopyta, które rosły, więc stadninowy kowal praktycznie cały czas pracował z kopytami, co stwarzało mu ogromny poligon doświadczalny i możliwość testowania różnych rozwiązań oraz wyciągania wniosków na zupełnie innej liczbie koni niż mógł to robić wiejski kowal. Wielu takich kowali stadninowych wyuczyło zawodu bardzo dobrych, polskich fachowców, którzy do dziś są czynni zawodowo i przekazują, lepiej lub gorzej, elementarną wiedzę oraz sposoby podkuwania wywodzące się jeszcze z kawalerii. Jednak to nie oni odmienili sytuację na skalę masową. Zrobił to Antonii Chłapowski, który – odpowiadając na potrzeby rynku oraz wzrost liczby koni prywatnych – po powrocie z nauk w krajach skandynawskich stworzył w Jaszkowie pierwszy w Polsce kurs dla podkuwaczy. W tamtych latach zarówno sam kurs, jak i sposób pracy, którego uczył, budziły duże kontrowersje, a młodzi adepci często byli wyśmiewani przez kolegów. Starsi koledzy nie rozumieli, po co im taki kurs, skoro na podkuwnictwie nie da się zarobić. Ci, którzy się nie poddali, spędzili kilka długich tygodni w Jaszkowie, ucząc się od Pana Antoniego fachu. Jego metody różniły się nieco od dotychczasowego sposobu kucia czy werkowania koni. Nie byli to już kowale, ale podkuwacze, ponieważ nie znali pracy z rozgrzanym metalem i nie potrafili wykuć np. kogucika z kawałka stali. Zajmowali się wyłącznie kopytami. Ku zdumieniu wielu właścicieli koni, podkuwacze z Jaszkowa pracowali sami, nie trzeba było trzymać im nóg, nie potrzebowali pomocnika. Przyjeżdżali samochodami osobowymi, wyciągali kowadło, kilka narzędzi, robili, co mieli do zrobienia, i pędzili do sąsiada, który dostał cynk od kolegów, że dziś na rewirze jest podkuwacz. Lata prowadzenia kursów przez Pana Antoniego wprowadziły na chłonny rynek setki podkuwaczy. Ci bardziej ambitni pogłębiali swoją wiedzę i, korzystając z możliwości swoich klientów, ruszyli na zachód, dowiedzieć się więcej na temat kopyta, skąd przywozili, wraz ze sprzętem, nowinki, jak pracować z końmi. Jd@attack.com.pl 797 773 314 www.attack.com.pl Zapraszamy na strone , : ODZIEŻ I AKCESORIA JEŹDZIECKIE REKLAMA

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz