SUKCES PO POZNAŃSKU 3/2024

Z SUKCESEM | 87 | MARZEC 2024 Mówisz o sobie „skromny chłopak z Wągrówca”. Mariusz Sprutta: Urodziłem się w Wągrowcu, który jest subregionem Wielkopolski, w którym mówi się tamtejszą gwarą. Mieszkańcy Wągrowca mówią, że są z Wągrówca. Choć dopiero na studia przyjechałem do Poznania, to zawsze czułem się poznaniakiem. Jako dziecko, a potem jako nastolatek często w nim bywałem, ponieważ tutaj mieszkała moja najukochańsza ciocia Kaja, z którą miałem bardzo dobry kontakt. Skąd pomysł, by wspinać się po górach? Miłością do gór zarazili mnie moi dwaj nauczyciele z liceum, matematyk oraz wychowawca Józef Wojciechowski i geograf Waldemar Balcerowicz, którzy prowadzili obozy wędrowne. W pewne wakacje wybrałem się z nimi na obóz, a potem każde kolejne spędzałem już w górach. Najpierw były Bieszczady i Beskid Niski, kolejno Góry Izerskie i Karkonosze, Beskid Wyspowy, Turbacz i w końcu Tatry, w których zdobyłem swój pierwszy dwutysięcznik, Kopę Kondracką. I do czasów liceum nic nie wskazywało, że staniesz się partnerem wypraw w Himalaje? Cofnijmy się do czasów przedszkolnych. Byłem bardzo ruchliwym dzieckiem i było mnie wszędzie pełno. Kiedyś schowałem się w lodówce, w której przechowuje się mięso i mrożonki do przygotowania potraw. Te lodówki były zamykane na zatrzaski i nie można ich było otworzyć od środka. Moja kryjówka była tak skuteczna, że nikt nie mógł mnie znaleźć przez dłuższy czas. Całe miasto zostało postawione na nogi łącznie z policją, która przeszukiwała okoliczne rzeki. Finał był taki, że jedna z kucharek pod koniec dnia otworzyła lodówkę, zrobiła wielkie oczy, a ja tylko jej powiedziałem „dzień dobry”, wyskoczyłem i jakby nic się nie stało, wróciłem do grupy rówieśników. Po co tam wlazłeś? Pchał mnie tam chyba jakiś zmysł eksploracyjny, zew szukania przygody. Nie wołałeś pomocy? Zachowałem, nomen omen, zimny spokój i nie chciałem tracić energii. Wiedziałem, że nikt mnie nie usłyszy. Przez większość czasu nikogo nie ma w tym pomieszczeniu i miałem świadomość, że tego dnia jeszcze przyjdzie ktoś i otworzy lodówkę. Co ciekawe, w ogóle nie odczuwałem zimna. Tej opowieści lubiła słuchać Wanda Rutkiewicz, która twierdziła, że wtedy złapałem bakcyla i odporność na mróz i być może to wydarzenie zbudowało moją psychikę i nauczyło mnie radzić sobie w trudnych sytuacjach. Było o liceum, przedszkolu, to teraz przejdźmy do czasów studenckich i jaskiniowych doświadczeń. Studiowałem na Wydziale Nauk Geograficznych i Geologicznych, kierunek Geomorfologia i Paleogeografia Czwartorzędu (specjalność Geologia Glacjalna) na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Karierę górską, zarówno tę sportową i naukową, rozpocząłem od chodzenia po jaskiniach. Na studiach zapisałem się do koła naukowego geografów, do sekcji speleologicznej i już po pierwszym semestrze pierwszego roku pojechaliśmy w Tatry i badaliśmy jaskinie. Nie mając jeszcze wtedy uprawnień taternickich, jako członek koła naukowego zacząłem eksplorować i odkrywać nowe jaskinie oraz korytarze w znanych jaskiniach i kolejno je kartować, czyli nanosić na mapy przestrzenne. Z jednej strony był to aspekt naukowy, ale wymagał sporej sprawności fizycznej. Konsekwencją tego było zapisanie się do klubu jaskiniowego, który obecnie nosi nazwę Wielkopolski Klub Taternictwa Jaskiniowego, którego nawet przez jedną kadencję byłem prezesem i dzięki temu poznałem śmietankę polskich himalaistów, w tym Krzysztofa Wielickiego. Jak trafiłeś w góry wysokie? Zbieg różnych przypadków sprawił, że postawiłem nogi w Himalajach. Jadąc na pierwszą himalajską wyprawę, nie byłem nigdy wcześniej na wysokości powyżej 4 tysięcy m n.p.m. Jako prezes SAP, Speleoklubu Akademickiego Poznań, byłem delegatem walnego zjazdu Polskiego Związku Alpinizmu, który odbył się w 1988 roku w Zakopanem. Tam poznałem Krzyśka Wielickiego, Wandę Rutkiewicz, Ryśka Pawłowskiego. Trzy lata później zupełnie przypadkiem na Dworcu Centralnym w Warszawie spotkałem Krzyśka Wielickiego. Od słowa do słowa, powiedział mi, że przyjechał spotkać się z Wandą Rutkiewicz, ponieważ planują wyprawę na Annapurnę. Spytałem go, co musiałbym zrobić, by pojechać na tę wyprawę. Usłyszałem, że ze wszystkimi uczestnikami spotykają się na początku września w Katmandu i jeśli zdecyduję się do nich dołączyć, to mam dać znać do końca lipca. Podał mi koszty udziału, w tym moją ewentualną część partycypacji. Dość zaskakujący początek, że niby przypadkiem, Ty na tym dworcu… To był czas, gdy mieszkałem w Singapurze, a do Polski wróciłem, ponieważ moja mama zachorowała. Gdyby nie to, nie byłoby mnie na tym dworcu, Miłością do gór zarazili mnie moi dwaj nauczyciele z liceum, matematyk oraz wychowawca Józef Wojciechowski i geograf Waldemar Balcerowicz, którzy prowadzili obozy wędrowne

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz