SUKCES PO POZNAŃSKU 4/2024

| KWIECIEŃ 2024 W PODRÓŻY | 77 Widok strumienia przepływającego pod domem jest niczym magiczny obraz. Dźwięk kropli wody, które uderzają o skałę, działa kojąco na skołataną duszę. Właściciele postanowili uwiecznić tę naturalną harmonię, oprawiając go niczym obraz w szklaną ramę. Goście często siadają na parapecie lub krześle, wpatrując się i delektując widokiem. O magicznym miejscu w Górach Izerskich opowiada Karolina Poterska – współwłaścicielka Przecznica 27 – Stary Młyn. ROZMAWIA: KAROLINA MICHALAK | ZDJĘCIA: ARCHIWUM PRYWATNE Gdzie jest tak przytulnie? Karolina Poterska: Znajdujemy się w domu, który niejedno widział i niejedno słyszał. Ma dwieście lat i pierwotnie był młynem obsługującym pobliskie sztolnie. Kruszono w nim skały i inne owoce, które ziemia nosiła i urodziła. Dziś jest miejscem wartościowych spotkań, odskocznią od zgiełku miasta, dającym ukojnie zmęczonym duszom. Stąd w nazwie Stary Młyn? Tak, chcieliśmy zachować tożsamość tego miejsca, w nazwie zawarliśmy informację i jest: Przecznica 27 Stary Młyn wprost od adresu i funkcji domu. Jak trafiliście do Przecznicy? Najpierw osiedlili się tu nasi znajomi, którzy przez wiele lat szukali swojego miejsca na ziemi. Przyjeżdżaliśmy do nich regularnie w odwiedziny, trochę pomagaliśmy w pracach rozbiórkowych i podczas remontu, a gdy już zamieszkali tu na dobre, całą rodziną byliśmy ich stałymi gośćmi. I wpadliście na dobre? Zakochaliśmy się w tym miejscu, tej okolicy, tej ciszy, krajobrazie, sielskości, w bliskości lasu, gór, możliwości uprawy turystyki pieszej. Wcześniej już przyjeżdżaliśmy tu na rowery, pobiegać, a zimą na skitury. Bardzo chcieliśmy stać się posiadaczami domu w tej okolicy. Mój mąż zaczął marzyć, żeby uratować jakiś stary dom. Podczas jednego z takich pobytów Mateusz, wracając z zakupów inną ścieżką niż zazwyczaj, zauważył na ganku jednego z domów w oknie drzwi zgniecioną karteczkę, na której był napisany numer telefonu. Ponoć ta karteczka leżała tam 9 lat. Właściciele nie mieszkali tu, nie ogłaszali się, więc sąsiedzi przywykli, że dom pusty zaczyna otaczać się dziką roślinnością. Dom był nadal na sprzedaż. Zobaczyliście numer telefonu i…? I skontaktowaliśmy się z właścicielem i umówiliśmy się na oglądanie. Rozmawialiśmy sporo z mężem o tym domu, ponieważ był duży i wymagał sporego nakładu czasu i pieniędzy, a my w pierwotnym planie myśleliśmy tylko o domu rodzinnym, takim dla siebie, do którego będziemy mogli przyjechać i naładować baterie. Przekonywaliśmy się, że zawsze chcieliśmy mieć dom w górach, taką odskocznię, że zrobimy remont i będzie ok. I jest ok? Teraz tak – uśmiech. Okazało się, że nie możemy kupić domu ot tak, od ręki. Co prawda znajdował się na działce budowlanej, ale wraz z ziemią rolną, a wówczas przepisy stanowiły, że trzeba posiadać uprawnienia rolnicze, czytaj: być rolnikiem, żeby nabyć taką ziemię. Mimo wyższego wykształcenia Mateusz wrócił na pewien czas do szkoły średniej, by nabyć stosowne uprawnienia. Zdał egzamin państwowy łącznie z praktycznym i dzięki temu mogliśmy nabyć cały ten teren. Przy finalizacji okazało się, że do działki należy jeszcze kawałek lasu i tu też musieliśmy dochować pewnych procedur, przy kupnie lasu bowiem to Lasy Państwowe mają pierwszeństwo zakupu. Obyło się bez problemów, Lasy Państwowe nie wniosły roszczeń do terenu i mogliśmy nabyć nieruchomość. Nabyliście nieruchomość i w międzyczasie zmieniliście koncepcję i jej przeznaczenie. Zrodziła się myśl stworzenia miejsca, do którego ludzie przyjadą i zaczerpną świeżego powietrza, ruchu i, jak trzeba, nic nierobienia. Mój mąż jest biegaczem, jesteśmy bardzo energiczni, lubimy chodzić po górach i aktywnie spędzać czas. Mamy wielu znajomych w różnych społecznościach, uprawiających sporty wszelakie. Zamarzyło się nam, aby w tym naszych gniazdku móc przyjmować gości, którzy przyjadą tutaj większą ekipą i za niewielkie pieniądze będą chcieli spędzić czas. W pewnym momencie, co zbiegło się

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz