Horse&Business Magazine 2/2024

32 2/2024 sy, aby je jak najszybciej i jak najdrożej sprzedać. Obserwując to, mówiła o skutkach, z jakimi to się spotyka – konie szybko mają problemy ze zdrowiem, szybko kończą karierę lub potrzebują skomplikowanej pomocy weterynaryjnej. Zdecydowanie. Może z Kathmandau było tak dlatego, że on po prostu wszystkiego się bał, ale jednak potwierdza się reguła, że dając młodemu koniowi czas, później możesz cieszyć się nim dłużej i może on wejść na jeszcze wyższy poziom. Nie jest to pojedyncza historia, każdy koń pokazuje sam, na co jest gotowy. Zdobyłem już sporo medali w czempionatach czy w mistrzostwach Polski młodych koni, więc wiem z doświadczenia, że nie każdy koń się do tego nadaje. Te, które nie były gotowe, by szybko pójść w wyższy sport, przechodziły inną drogę – albo później zaczynały startować, albo dłużej startowały małe konkursy. Często wychodziło to bardzo dobrze, ale trzeba na to patrzeć długoterminowo. Czasami jest tak, że koń potrzebuje po prostu więcej czasu i potem dogania swoich rówieśników, a w późniejszym wieku często dłużej chodzi duże konkursy. Czy w swojej pracy, w której zajmujesz się treningiem koni, masz możliwość, by powiedzieć „nie”, jeśli chodzi o poziom, na jakim ma się znaleźć dany koń? Przykładowo, właściciel mówi, że jego koń za trzy miesiące ma chodzić Grand Prix, a Ty wiesz, że to nie jest najlepsza droga i warto by było jeszcze poczekać. Oczywiście, każdy właściciel ma prawo, by tak powiedzieć, bo to jest jego koń, ale ja nie zgadzam się na takie rzeczy, bo to jest po prostu niebezpieczne. Jeśli koń nie jest gotowy na pewną wysokość z jakiegoś powodu – czy to zdrowotnego, czy psychicznego – nie czuje się pewnie na danej wysokości, to bardzo łatwo można zrobić i sobie, i koniowi krzywdę. Nigdy nie zapisujemy koni na konkursy, na które nie są gotowe. To jest nasza nadrzędna zasada. Dodatkowo bardzo dużo uwagi poświęcamy na utrzymanie dobrostanu naszych koni. Moim zdaniem wiodą szczęśliwe życie. Staramy się, żeby trzy razy dziennie wychodziły z boksu, chodzą na padoki, dbamy o to, żeby w sporcie czuły się dobrze i żeby nie były do niczego przymuszane. Koń musi lubić to, co robi, i jak tak nie jest, to zazwyczaj jego kariera szybko się skraca. Kierujemy się tym, aby to było w zgodzie z nimi, żeby nic nie było robione ponad siły. Jak koń nie jest gotowy na kolejny etap, to czekam tak długo, jak trzeba. Czasami się okazuje, że może ten koń osiągnął już swoje maksimum. Wtedy lepiej trochę pobawić się na niższej wysokości, można spróbować się pościgać albo przekazać konia dalej, do następnego właściciela, zawodnika, który akurat potrzebuje konia na tym poziomie. Wracając do Kathmandau – jak wyglądała Wasza droga, szczególnie że na początku prowadziła go Oliwia? Pod Oliwią chodził konkursy 120 cm. Nie czuła się na siłach, żeby go wprowadzać wyżej, i wtedy zacząłem na nim trenować. Jak już dojrzał, to mnie przyjął i tak już zostało, że na nim jeździłem, a on rozwijał się coraz lepiej. Z nim wszystko było kwestią czasu. Każdy z etapów wysokości trwał mniej więcej rok. Rok chodził konkursy 110, potem po roku 120 cm, 130, 140. Dopiero jak wszedł na poziom Grand Prix, to przekonałem się, że to naprawdę jest koń dużych możliwości. Zaczął wtedy błyszczeć jakością i bardzo dobrze się pokazywać. H&B WYWIAD Fot. Marta Flatow

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz